Zamiast kwiatów, uczestnicy pogrzebu składali ofiarę na rzecz potrzebujących dzieci. Ks. prałat Alfred Wloka, żegnany w Radlinie-Biertułtowach, trzy miesiące przed śmiercią otrzymał od Rzecznika Praw Dziecka medal z mottem "Obrońca godności dzieci".
Homilia Arcybiskupa Katowickiego; pogrzeb ks. Alfreda Wloki, 1 maja 2021 r.
Dziś w kalendarzu liturgicznym przypada święto św. Józefa – rzemieślnika lub robotnika, a my jesteśmy zebrani, aby pożegnać robotnika winnicy pańskiej – sługę Kościoła Chrystusa, któremu służył przez blisko 54 lata.
W czerwcu roku 2017 w tym parafialnym kościele pw. Wniebowzięcia NMP, świętowaliśmy z ks. prałatem Wloką złoty jubileusz jego kapłańskiej posługi. W wygłoszonej wtedy homilii przypomniałem następujące zdanie JP II z Listu apostolskiego "Zostań z nami Panie": W Jezusie, w Jego ofierze, w Jego bezwarunkowym „tak” wobec woli Ojca zawierają się „tak”, „dziękuję” i „amen” całej ludzkości” (MND, 26).
Dziś, również eucharystycznym dziękczynieniem – Mszą św. pogrzebową, pragniemy zamknąć "tak", "dziękuję" i "amen" za życie i posługę księdza Alfreda.
Niedawno do jego emeryckiego mieszkania wszedł 27 stycznia br. zupełnie nieoczekiwany gość: Rzecznik Praw Dziecka. Wręczył zaskoczonemu ks. Alfredowi odznaką z łacińskim napisem Infantis dignitatis defensori (Obrońcy godności dzieci) jako wyraz podziękowania za prowadzenie w tutejszej parafii przez 20 lat ochronki. Funkcjonowała tu w okresie bezrobocia i biedy, kiedy nie istniało 500+; a wyjazd rodzin czy dziecka nad morze był niespełnionym marzeniem. Relacjonując to wydarzenie katowicki "Gość Niedzielny" napisał:
„A dziś w mieszkaniu księdza prałata wisi w ramie prezent od wychowanków. To setki maleńkich zdjęć dzieci, które przewinęły się przez ochronkę. Układają się one w jedno, wielkie zdjęcie ks. Alfreda Wloki”.
Bracia i Siostry!
Po przejściu ks. Alfreda – ze śmierci do życia, przypatrujemy się nie jego zdjęciu, tylko życiu i kapłańskiej posłudze, ilustrowanej fotografiami z różnych okresów 80-letniego życia. Przywołujemy najpierw miejsce gdzie, używając wojtyłowych słów,„wszystko się zaczęło”, nasze rodzinne Bielszowice (dziś jedna z dzielnic Rudy Śląskiej). A więc dom rodzinny przy ul. Górnej, stojący tuż obok przydrożnego krzyża na Kolonii; rodziców i rodzeństwo; bielszowicki kościół pw. św. Marii Magdaleny: miejsce chrztu 09 lutego 1941 i przyjęcia darów Ducha Świętego, sakramentu bierzmowania 14 grudnia 1957; wspominamy duszpasterzy i katechetów; przywołujemy szkołę podstawową i liceum oraz dzień święceń prezbiteratu w roku 1967, poprzedzony studiami i formacją w wyższym śląskim seminarium duchownym w Krakowie, przerwaną przymusową, dwuletnią służbą wojskową (62–64), którą odbył jako szeregowy żołnierz saper. Doświadczył tego, co znaczy narażanie własnego życia, aby ocalać życie innych, wszak jak mówi porzekadło: saper myli się tylko raz. Nie pomylił się a za rozminowywanie i odgruzowywanie Warszawy otrzymał w nagrodę zegarek, który pewnie przez lata odmierzał czas jego służby wikariuszowskiej, kapelańskiej i proboszczowskiej.
Księże Alfredzie! Posługiwałeś najpierw jako wikariusz w parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Wodzisławiu-Wilchwach, a w roku 1970 rozpocząłeś posługę kapelana i osobistego sekretarza ówczesnego biskupa katowickiego Herberta Bednorza, która trwała 5 lat. To była twarda szkoła, a jednak ucząca społecznej wrażliwości, zmagania się o sprawiedliwości, miłość społeczną i wolność Kościoła. Uczyła też dynamicznego duszpasterstwa.
Po zakończeniu tej szczególnej misji rozpocząłeś duszpasterzowanie jako rektor z tytułem proboszcza kościoła Podwyższenia Świętego Krzyża w Gostyni Śląskiej, gdzie m.in stworzyłeś warunki do prowadzenia wakacyjnej formacji ministrantów.
Następnie przez 29 lat, posługiwałeś jako proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Biertułtowach, gdzie razem z parafianami odnawiałeś zniszczone przez pożar wnętrze kościoła, budowałeś dom parafialny i dom zakonny sióstr służebniczek; nade wszystko razem ze współpracownikami wznosiłeś żywą wspólnotę Kościoła. W pełnym napięć roku 1989 byłeś mediatorem w czasie strajku w kopalni „Marcel”, za co biskupowi katowickiemu dziękował ówczesny dyrektor kopalni. A wcześniej, zwłaszcza w czasie stanu wojennego, twoja pasterska troska obejmowała tych, którzy się źle mają; dlatego byłeś blisko świata pracy, zwłaszcza górników, nie tylko tutejszej parafii, wołających o wolne od pracy niedziele, o wolne związki zawodowe i jak twój duszpasterski mistrz – bp Bednorz – byłeś „głosem nie mających głosu”.
Jako proboszcz i dziekan nie unikałeś ważnej dla uczniów, nauczycieli i rodziców obecności w szkole; katechizowałeś w podstawowej i liceum zawodowym.
Kiedy byłeś już mocno zakorzeniony w biertułtowskiej parafii, a był to rok 1998, arcybiskup katowicki zamierzał powierzyć ci obowiązki proboszczowskie w innej wspólnocie, można by po ludzku stwierdzić, w bardziej eksponowanej parafii. W odpowiedzi przyznałeś pokornie: „to zadanie przerasta moje obecne możliwości”. Za to przesłane listem zdanie, które mogło być odczytane jako brak dyspozycyjności, przeprosiłeś arcybiskupa w testamencie.
Z uwagi na Twoje bogate doświadczenie, biskupi katowiccy powierzali Ci również zadania ponad parafialne. Pełniłeś obowiązki dziekana dekanatu Wodzisław Śląski przez trzy kadencje. Należałeś do Rady Kapłańskiej Diecezji Katowickiej, wizytowałeś parafie dziekańskie, prowadziłeś prace Kapituły Katedralnej Katowickiej jako jej prepozyt, a nawet, dojeżdżając, systematycznie udzielałeś w katedrze sakramentu pokuty.
Drogi Księże Alfredzie! Zasadniczą treścią twojego życia było duszpasterstwo! Chciałeś, jak to napisałeś w podaniu o przyjęcie do seminarium duchownego, być„narzędziem działania Boga”. I byłeś. Pracowałeś z intencją uwielbienia Boga, jak o to prosił św. Paweł w Liście do Kolosan: „I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko czyńcie w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojca przez Niego”.
Księże Alfredzie!
Odszedłeś w Roku św. Józefa, w czasie paschalnym, w czasie przeżywania męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. My, chrześcijanie, mamy z Nim wspólnotę losową; też doświadczamy cierpienia i śmierci. Ostatnie tygodnie i dni twego życia były do niej przygotowaniem, dlatego naznaczone cierpieniem aż w dniu 27 kwietnia w godzinach wczesno-porannych przeszedłeś z nadzieją życia i zmartwychwstania w śmierć.
Bracia i Siostry!
Nadzieja w wieczną przyszłość ma swoje źródło w wierze w wydarzenie zmartwychwstania; a właściwie w Zmartwychwstałego; w to, że jeden z nas – nasz brat w człowieczeństwie Jezus Chrystus – przeszedł w poprzek wszystkich nurtów przemijania, o których nam przypomina każda śmierć i trwające zagrożenia ze świata wirusów, które już nie raz w dziejach ludzkiej rodziny zbierały obfite żniwo cierpienia i śmierci.
Zresztą niezależnie od tego zagrożenia wiemy, że krew w naszym ciele kieruje się dzień po dniu ku śmierci; wiemy też i wierzymy, że Twój Syn, Boże, zapoczątkował w nas proces nowych narodzin do życia, które przerasta nurt mijania, które przerasta śmierć. Wierzymy, że On został po naszej stronie, byśmy nie zginęli, bo po to przyszedł, byśmy życie mieli i to jeszcze w obfitości.
Boże tchnienie życia, które ożywia, ustanawia pomiędzy Bogiem a Jego stworzeniami więź, z której czerpią one życie i błogosławieństwo. Ta więź pomiędzy Bogiem i człowiekiem trwa w życiu, w śmierci, a także i po niej. Tylko Bóg mógłby cofnąć wolę owej więzi ze swoim stworzeniem, którą sam ustanowił. Nie czyni tego jednak, bo jest Bogiem wiernym.
Drodzy Bracia i Siostry!
Raz jeszcze – tą Eucharystia – wypowiadamy Bogu: "tak", "dziękuję" i "amen" za życie i posługę księdza Alfreda. Niech odpoczywa w pokoju.