Św. Wojciech, biskup i męczennik, główny patron Polski. Ten sam, który wyruszył, by podzielić się Dobrą Nowiną z mieszkańcami Prus
Św. Wojciech, biskup i męczennik, główny patron Polski. Ten sam, który wyruszył, by podzielić się Dobrą Nowiną z mieszkańcami Prus. Choć miał do ochrony przydzielony przez Bolesława Chrobrego oddział 30 wojów, odprawił ich, żeby nie sugerować Prusom żadnych zbrojnych zamiarów. Czy to nie jest prawdziwie ewangeliczny przykład zaufania? A i męczeńska śmierć w czasie sprawowania Eucharystii, do której przyczynił się pogański kapłan, także robi wrażenie. Tak, tak… Tyle, że święci nie mają nam służyć za pretekst do samouwielbienia. Są nam dani niejako w formie drogowskazu, prowadzącego do nieba. A ta droga zawsze zakłada krzyż. I dość jasno jest to przedstawione na odlanych z brązu Drzwiach Gnieźnieńskich. Gdy się im przyjrzymy nieco uważniej, wtedy się okaże, że główny patron Polski swoim życiem zamiast pompować balonik narodowej dumy, raczej bezceremonialnie go przekłuwa. Po pierwsze, żaden z niego Polak tylko Czech. Po drugie, choć miał być pierwotnie rycerzem, to z uwagi na jego wątłe zdrowie przeznaczono go do stanu duchownego. Po trzecie, choć w wieku zaledwie 27 lat został wybrany biskupem Pragi, to jako hierarchy nikt go nie słuchał – tak diecezjanie, jak i duchowni. Ostatecznie po 5 latach św. Wojciech bezradny opuszcza więc swoją diecezję, a właściwie to z niej ucieka do Rzymu. Choć liczył na uwolnienie od przykrych obowiązków, to dostaje od papieża tylko czas na przemyślenie swojego życia. Chce to zrobić pielgrzymując do Ziemi Świętej. Nie dociera tam jednak, bo zgodnie ze swoim szczęściem, wikła się w klasztorze na Monte Cassino w spór zakonników ze swoim ordynariuszem. Dobro wynika z tego tylko takie, że poznaje benedyktynów i sam zostaje jednym z nich. Nie mijają jednak 3 lata, a wierni i duchowieństwo żądają od św. Wojciecha, by wrócił do Pragi. Miał być nowy początek, a wychodzi rzeź i to dosłowna. Skłóceni bowiem ze św. Wojciechem przedstawiciele jednej z możnowładczych rodzin, zamiast dochodzić swoich racji pokojowo, najeżdżają rodowe dobra biskupa i mordują całą jego rodzinę. On sam ratuje się ucieczką do Polski, gdzie – jak wiemy – 23 kwietnia 997 roku ponosi ostateczną klęskę. Klęska ta jest jednak z gruntu paschalna, bo przynosi zwycięstwo. Oto na wieść o męczeńskiej śmierci biskupa Pragi cesarz Otton III zwraca się do papieża z prośbą o jego kanonizację, a w Polsce zostaje błyskawicznie utworzona nowa, niezależnej od państwa niemieckiego metropolia w Gnieźnie, której patronem zostaje ogłoszony właśnie wspominany dzisiaj św. Wojciech. Czyli ostatecznie wielki dyplomatyczny i religijny sukces, do którego prowadziło 41 lat życia upływającego naszemu patronowi raczej pod znakiem porażek.