Myśl wyrachowana: Mieli wszystko, aż uwierzyli, że im czegoś brak. Adam i Ewa.
Ruszył Spis Powszechny i od razu problem. Poważne niedopatrzenie wskazał jeden z ideologów LGBT. „W Spisie Powszechnym w polu »płeć« są dostępne tylko dwie opcje. Znowu osoby niebinarne są niewidoczne dla państwa” – poskarżył się w internecie.
Hm, nie tylko dla państwa. Nawet mój program do pisania nie rozumie słowa „niebinarne” i podkreśla je na czerwono. „Osoby niebinarne” są niewidoczne dla tych lekarzy, którzy wśród pacjentów widzą tylko kobiety i mężczyzn. Nie widzą tych osób genetycy, nie widzą biolodzy, nie widzą fizycy. Ba – nie widzą ich nawet archeolodzy. Ilekroć wykopią jakiś ludzki szkielet, to zawsze albo męski, albo kobiecy. Jak to możliwe, że ani razu nie trafił się szkielet interseksualny, queer czy należący do którejś z pięćdziesięciu innych płci?
Wygląda na to, że dopóki nie wprowadzi się na każdym wydziale każdej uczelni solidnych wykładów z gender, dopóki od najmłodszych lat nie zacznie się tego nauczać dzieci, dopóty ludzkość nie upora się z tą ślepotą. A trzeba się uporać, bo bez tego nigdy nie będzie lepiej.
A właśnie: „lepiej”. To wygodny zabieg retoryczny, bo kto domaga się, żeby było lepiej, komunikuje, że teraz jest źle. Czyli że trzeba naprawić, a „my wiemy, jak to zrobić”.
Każdy inżynier społeczny zaczyna od wmówienia ludziom, że koniecznie potrzebują tego, po co nie powinni sięgać nawet długim kijem. Stąd cała ta gadka o „braku”: Patrzcie ludzie – nie ma. Tylko dwie rubryki – „kobieta” i „mężczyzna”. No skandal! A tu proszę: tylko „matka” i „ojciec”. No dramat! Tam z kolei śluby tylko dla przedstawicieli płci odmiennych, a jeszcze gdzie indziej adopcje jedynie dla związków „tradycyjnych”. Tragedia!
Trudno się oprzeć propagandzie odwołującej się do ludzkiej próżności. Jak to – ja miałbym czegoś nie mieć albo nie móc? Ja miałbym być nietolerancyjny? Mnie mieliby nazwać homofobem, transfobem, bifobem czy interfobem?
Człowiek bombardowany zewsząd informacjami, że czegoś mu brakuje, gotów sobie nawet garb wyhodować, silikonowy ogon przyszyć i odżywiać się według diety Sylwii Spurek – byle się tylko nie nazywało, że w czymś odstaje i nie jest postępowy.
I tu objawia się znaczenie ewangelicznej pokory. Człowiek pokorny szuka prawdy, a nie poklepania po plecach przez twórców aktualnych trendów. Kto uwolni się od dyktatury „ludzkiego względu”, doświadczy szykan, ale znajdzie „błogi plon sprawiedliwości”. Będą go wyśmiewać, hejtować, a na końcu… podziwiać.