Zasadniczo mamy o sobie całkiem dobre mniemanie i nie lubimy tego mniemania tracić, upokarzając się, czyli w pokorze przyjmując prawdę na swój temat.
Zasadniczo mamy o sobie całkiem dobre mniemanie i nie lubimy tego mniemania tracić, upokarzając się, czyli w pokorze przyjmując prawdę na swój temat. Wolimy raczej usunąć sprzed swoich oczu to, co nie pasuje do naszych wyobrażeń na nasz temat, by bez przeszkód celebrować samouwielbienie. I tego z grubsza doświadczał przez całe swoje życie dzisiejszy patron, św. Wilhelm z Paryża (według Francuzów) lub z Eskilsø (według reszty Kościoła z Duńczykami na czele). Istotnie św. Wilhelm urodził się najprawdopodobniej w stolicy Francji, w roku 1122, w rodzinie szlacheckiej. Ponieważ wychował go wuj, Hugo, czterdziesty drugi opat Saint-Germain-des-Prés w Paryżu, fakt, że Wilhelm został kanonikiem przy kościele św. Genowefy zaskoczeniem raczej nie był. Już jednak jego przykładne życie, pobożność i asceza mocno nie przypadły do gustu tamtejszej wspólnocie. Tak bardzo, że zadbała o to by szybko opuścił to miejsce. Pan Bóg przyznał mu jednak w niedługim czasie rację, gdy wizytujący Paryż papież Eugeniusz III rozwiązał dotychczasową wspólnotę kanoników św. Genowefy, na ich miejsce sprowadzając nowych pod wodzą przeora Odona. W tej nowej wspólnocie miejsce dla pobożnego Wilhelma się znalazło. Przeżył w niej dobre 10 lat i zasłynął świętością, gdy biskup Absalom z Roskilde w Danii poprosił go o pomoc w reformie klasztoru św. Tomasza w Eskilsø, w jego diecezji. Wilhelm przystał na tę propozycję i wraz z równie jak on pobożnymi braćmi udał się do Danii. Delikatnie mówiąc, to co tam zastali odbiegało od tego, do czego przywykli. Nawet nie chodziło o rozprężenie obyczajów, ile poziom kultury i surowy klimat. Te 1200 km, jakie przebyli z tętniącego życiem Paryża na wyspę Eskilsø, wyznaczało skok cywilizacyjny i powrót do czasów pierwszych misjonarzy Europy. Towarzysze Wilhelma, uważający się dotąd za doskonałe sługi i świadków Chrystusa, przerażeni kulturą i językiem ich nowego domu, wkrótce zostawili nowego przeora samego w Eskilsø i wrócili do siebie. A co zrobił on? To, co jego Pan, Syn Boży w Betlejem – upokorzył się i przyjął to, co z jego perspektywy niższe, biedne, a nawet prostackie. Czy to była trudna, ale jednorazowa decyzja? Nie. Żywoty św. Wilhelma z Eskilsø podają, że każdego dnia utwierdzał się w tym wyborze poprzez życie modlitwy i umartwienia, które hartowały go w znoszeniu surowego klimatu i ubóstwa. Nosił włosienicę, spał na gołej ziemi i codziennie pościł. I tak do końca życia, to jest przez 40 z 80 lat, jakie dane mu było przeżyć. Po swoją nagrodę w niebie odszedł w Niedzielę Wielkanocną, 6 kwietnia 1203 roku.