Rok temu zmarł ks. Piotr Pawlukiewicz, niezwykły rekolekcjonista.
Odszedł po cichu. W innych okolicznościach żegnałyby go tłumy, a na jego grób przychodziłyby pielgrzymki tych, którzy zawdzięczają jego katechezom wiarę, miłość życia, nadzieję wieczności. Kursowi koledzy, którzy zgromadzili się przy jego trumnie dzień przed pogrzebem, podkreślali, powołując się zresztą na jego słowa, że teraz to oni umierają, a ksiądz Piotr Pawlukiewicz żyje. Kartka z takim cytatem znalazła się też wśród kilku wiązanek kwiatów, które złożone zostały na kapłańskim grobie na Powązkach. Tysiące osób uczestniczyły we Mszy św. pod przewodnictwem przez kard. Kazimierza Nycza i słuchały pożegnalnej homilii ks. Bogusława Kowalskiego.
- Był odblaskiem głosu Jezusa, jak każdy kapłan być powinien. Ale był szczególnym odblaskiem. Czy podawał ludziom tylko cukierki? Czy rozwadniał Ewangelię, by się przypodobać? Czy zachęcał do drogi na skróty, czy dawał łatwe recepty? Czy dlatego, że był fajny, że dowcipkował? Poczucie humoru, uśmiech, jego błyskotliwość to były tylko dodatki. Ale kochaliśmy go za to, że był odblaskiem głosu Jezusa Chrystusa - głosił proboszcz katedry św. Floriana na Pradze, dodając że ks. Piotr ruszył 35 lat temu z Panem Jezusem na Golgotę i nie uciekł od krzyża, choć nie lubił mówić o swojej chorobie.
- Ksiądz nigdy nie powinien zasłaniać Pana Boga, ale w dobrym księdzu łatwiej ukochać Pana Boga. Przez dobrego księdza łatwiej w Boga uwierzyć. Ksiądz nigdy do nieba nie idzie sam: idzie z tymi, których Bóg stawiał na jego drodze - stwierdził ks. Bogusław Kowalski.