Potężna czerwona łuna rozświetliła minioną noc w klasztorze polskich karmelitanek bosych na Islandii. Niedaleko niego - około 20 km - wybuchł wulkan Fagradalsfjall. - Wybuchł w najszczęśliwszym miejscu - mówi matka Agnieszka z Karmelu w Hafnarfjörður.
Photo I took tonight over the volcanic eruption at Reykjanes Iceland. We are monitoring the situation closely and as of now it is not considered a threat to surrounding towns. 🌋🇮🇸 #Iceland pic.twitter.com/6lTOG4xwjt
— Áslaug Arna Sigurbjörnsdóttir (@aslaugarna) 20 marca 2021
Od kilku tygodni Islandczycy żyli w nieustannym stresie. Erupcję poprzedziło bowiem kilkadziesiąt tysięcy wstrząsów sejsmicznych. Ziemia niemal non stop kołysała się pod stopami. Wybuch był tylko kwestią czasu. Nie wiadomo było tylko, gdzie dokładnie i kiedy otworzy się ziemia.
Do erupcji doszło wczoraj wieczorem. Szczelina w długości niespełna kilometra utworzyła się na półwyspie Reykjanes. To na nim znajduje się znane Polakom międzynarodowe lotnisko w Keflaviku oraz słynne kąpielisko w lawie Błękitna Laguna. U nasady półwyspu, z północnej strony znajduje się klasztor polskich karmelitanek. Szczelina wulkanu otwarła się bliżej południowego wybrzeża, w mało zaludnionej okolicy. Lawa płynie na południe. Najbliżej położona osadą jest niewielki port rybacki Grindavik. Do stolicy - Reykjaviku - jest stamtąd około 40 km.
- To najszczęśliwsze miejsce - mówi matka Agnieszka, dodając, że ludziom nie zagraża raczej niebezpieczeństwo, być może ucierpi co najwyżej jedna z lokalnych dróg.
Zwraca przy tym uwagę, że erupcja nastąpiła w dniu uroczystości św. Józefa (a w dodatku w ogłoszonym przez papieża w Roku Św. Józefa), a właśnie ten święty jest patronem islandzkiego Karmelu. - On się na tym "podpisał" i trzyma na tym swoją rękę - mówi matka Agnieszka.