Brakuje mi czasu na modlitwę. Bo często jedyne miejsce, gdzie mogę się w miarę spokojnie pomodlić to łazienka.
Brakuje mi czasu na modlitwę. Bo często jedyne miejsce, gdzie mogę się w miarę spokojnie pomodlić to łazienka. Kiedy z niej wychodzę, to porywa mnie wir codziennych domowych obowiązków. To frustrujące. Przywołuję tutaj te usłyszane przeze mnie ostatnio słowa nieprzypadkowo. Dzisiaj bowiem mamy w Kościele wspomnienie kogoś, kto właśnie w takich zmaganiach może być bezcennym orędownikiem – a właściwie to orędowniczką, bo mowa o kobiecie. Co prawda św. Franciszka Rzymianka żyła w Wiecznym Mieście na przełomie XIV i XV wieku, jako bogata patrycjuszka. Jednak jej wewnętrzne, duchowe rozterki, pomimo upływu lat i odmiennej rzeczywistości społecznej, która dzieli jej świat od świata współczesnych kobiet, pozostają te same: jak pogodzić ze sobą bycie dobrą żoną, matką i osobą w pełni oddaną Bogu. Czy życiowe doświadczenie św. Franciszki Rzymianki może stanowić jakąś inspirację dla dzisiejszych, przytłoczonych obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi kobiet? Legenda mówi, że kiedyś cztery razy przerywano jej modlitwę przy tym samym wersie psalmu, który odmawiała. Kiedy za piątym razem powróciła do modlitwy, znalazła ten wers zapisany złotymi literami. Czy wtedy ją olśniło, tego nie wiemy, ale wiemy, że wypowiedziała następujące słowa: „Mężatka musi, jeśli wzywają ją rodzinne obowiązki, zostawić Boga przed ołtarzem i znaleźć Go w domowej krzątaninie”. Jak powiedziała, tak też i zrobiła. Św. Franciszka Rzymianka zaczęła na początek od dobrego traktowania tych, którzy byli od niej w jakiś sposób zależni – bliskich, służby, sąsiadów. To w nich jako pierwszych zaczęła dostrzegać obraz Boga. Potem zauważyła go w ubogich, których na ulicach Rzymu w XV wieku nie brakowało. Gdy w Wiecznym Mieście rozszalała się epidemia dżumy nasza patronka nie potrafiła przejść obojętnie obok chorych i umierających. To szaleństwo – ktoś powie. Owszem, ale przygotowujące tę kobietę do zmierzenia się z najtrudniejszym doświadczeniem: utraty. Bo św. Franciszka Rzymianka w wyniku wojny traci najpierw majątek, potem ostatnie swoje dziecko – dorosłego już syna – a na końcu męża. Czego jednak nie traci? Co w tym całym wirze codziennych i niecodziennych wydarzeń trzyma ją przy życiu? Doświadczenie Bożej miłości, która – jeśli się za nią pójdzie – przeprowadzi nas przez życiowe burze do bezpiecznej przystani. Dla św. Franciszki Rzymianki takim miejscem okazał się dom stowarzyszenia Oblatek Benedyktynek z Góry Oliwnej, które to stowarzyszenie założyła wraz z innymi kobietami i do którego, już jako wdowa, wstąpiła. Zmarła 9 marca 1440 roku, mając 56 lat.