O dzisiejszym patronie można opowiedzieć na dwa sposoby. Pierwszy wszystkie związane z nim wydarzenia zamknie w klamrze legendy, która będzie prosta, zerojedynkowa, łatwa w przedstawieniu.
O dzisiejszym patronie można opowiedzieć na dwa sposoby. Pierwszy wszystkie związane z nim wydarzenia zamknie w klamrze legendy, która będzie prosta, zerojedynkowa, łatwa w przedstawieniu. Według niej św. Wirgiliusz z Arles, urodzony około 550 roku na terenach południowej Francji od początku chciał być mnichem. Zamknął się zatem najpierw w słynnym klasztorze na wyspie w pobliżu Nicei, budując współbraci swoją wiedzą i pobożnością tak bardzo, że wybrali go opatem. Potem to samo stało się jego udziałem w klasztorze w Autun, a w końcu w Arles, gdzie wybrano go biskupem. Był w przyjaźni z papieżem św. Grzegorzem I Wielkim, który uczynił go swoją prawą ręką na terenie całej Galii, a ich obszerna korespondencja przetrwała do naszych czasów. Był doskonałym biskupem, cieszył się poważaniem, nie zaniedbywał także swojej własnej duszy, a 30 lat jego rządów to okres ze wszech miar szczęśliwy. To jedna z wersji opowieści o dzisiejszym patronie. Ale jest też inna, która św. Wirgiliusza z Arles osadza mocniej w jego czasach, a były to czasy wczesnego średniowiecza. Według niej historia naszego patrona zaczyna się od razu w klasztorze w Autun, gdzie wstąpił jako młody chłopak i zdobył wykształcenie, a po wybraniu go opatem, dzięki poparciu lokalnego biskupa został w 588 roku hierarchą w odległym o 400 km Arles. Te 400 km, a właściwie niemal 1100 km, jakie dzieliły Autun od Rzymu, jest prawdziwą miarą sławy dzisiejszego patrona, bo istotnie wieść o nim wraz z listami dotarła aż do uszu papieża. Św. Grzegorz I Wielki w uznaniu jego zasług dla swojej zakonnej wspólnoty i za poręczeniem biskupa z Autun, zleca mu zadanie przeprowadzenia reformy odnośnie wykształcenia i zdyscyplinowania kleru. Czyni go nawet głównym pośrednikiem między biskupami Galii, a Stolicą Apostolską. To bardzo odpowiedzialna funkcja, szczególnie w czasach, gdy w Kościele zaczyna szerzyć się symonia, to jest handel godnościami, urzędami, a nawet sakramentami. Czy św. Wirgiliusz może być zatem lubiany przez innych biskupów Galii i podległych mu kapłanów? Trudno to orzec, z całą jednak pewnością nie pomaga mu to, że jest zasadniczy i to do tego stopnia, że sam papież musi hamować jego zapędy w naprawianiu błędów. Z drugiej jednak strony uczciwie trzeba przyznać, że owa gorliwość św. Wirgiliusza owocuje nowymi kościołami i klasztorami. A kiedy umiera około roku 610 okazuje się także, że przez cały ten czas nosił pod biskupimi szatami włosiennicę – był zatem surowy nie tylko w stosunku do innych, ale i wobec samego siebie. I z tego powodu warto mieć dzisiaj w pamięci tego, żyjącego we wczesnym średniowieczu, biskupa Arles.