Myśl wyrachowana: Kiedy krzyczą, że zabijanie to prawo człowieka, wiedz, że nie wahadło odbija, tylko komuś odbija.
Ostatnio ujawniło się sporo takich obrońców życia dzieci, którzy nie lubią z tą obroną „przesadzać”. Sam nieraz już słyszałem, że TK nie powinien był orzekać niekonstytucyjności aborcji eugenicznej. Dlaczego? Bo „zaraz wahadło odbije w drugą stronę i będziemy mieli aborcję na życzenie”.
Ech, ta nieśmiertelna bajka o wahadle. Ludzie, czy wam się wydaje, że zwolennicy aborcji kiedykolwiek chcieli utrzymać to wahadło w pozycji „kompromisu”? Ich nigdy nie zadowalał ten haracz w postaci tysiąca wydanych na stracenie dzieci rocznie. Oni zawsze chcieli więcej i więcej, a jeśli tego nie osiągnęli, to tylko dlatego, że nie mieli jak. I teraz też nie mają, bo na aborcję eugeniczną słusznie nie pozwala konstytucja.
Oczywiście parlament może zmienić konstytucję, ale obecnie nie jest to możliwe i da Bóg, że długo nie będzie. W tym czasie stanie się już jasne, że żadne „piekło kobiet” się nie otwarło. Wszyscy za to zdążą się przekonać, że stało się wiele dobrego. Ocaleją dzieci, ocaleje macierzyństwo wielu kobiet i nade wszystko spokój ich sumień. A my jako naród nie będziemy już odpowiadać za tolerowanie zbrodni.
Wahadło nie odbije, bo po prostu nie ma dokąd – z lewej strony jest ściana. Ale nawet gdyby mogło odbić, to czy wolno cofać się przed dążeniem do elementarnej sprawiedliwości? Jasne, trzeba działać rozważnie, ale nie wolno tchórzliwie. Są sprawy, których nie można zanadto kalkulować. Gdy bandzior chce zabić dziecko na ulicy, reaguje się natychmiast. Dlaczego ma być inaczej, gdy to samo chce zrobić facet w lekarskim kitlu?
To nierozsądne rezygnować z fundamentalnej, a osiągalnej powinności w imię hipotetycznych następstw. I musimy to wiedzieć przynajmniej my, chrześcijanie. Nie wiemy, co się stanie, gdy robimy coś dobrego, ale wiemy, że to Bóg rządzi światem. Jemu mamy ufać, a nie podszytym strachem przewidywaniom. Mamy robić to, co należy do nas, pamiętając, że reszta należy do Niego.
Zbytnie kalkulowanie strat i zysków może się okazać grą z diabłem w szachy. To głupi pomysł. Nawet jeśli wydaje się nam, że potrafimy przewidzieć dziesięć ruchów do przodu, on i tak nas wykiwa. I zaprzepaścimy wszystko jak ten nieszczęśnik z „Wesela”, co miał złoty róg, a ostał mu się ino sznur.
Teraz mamy ten róg. Trzeba w niego dąć z całych sił, bez lęku, że obudzimy demony. One i tak nie śpią – a ludzie owszem. Czas wstawać.