107,6 FM

Przychodzi katolik do psychoterapeuty…

– Osoby, które przychodzą do naszego gabinetu z nerwicą, lękami czy tłumieniem swoich emocji, są czasem ofiarami błędnych przekazów na temat Ewangelii – mówią Monika i dk. Marcin Gajdowie, psychoterapeuci chrześcijańscy, propagatorzy Chrześcijańskiej Terapii Integralnej.


Czy istnieją jakieś zagrożenia wynikające z podjęcia się psychoterapii?

dk. Marcin Gajda: Na pewno nie zamierzamy być z Moniką jakimiś ślepymi apologetami wszystkich gabinetów psychoterapeutycznych w Polsce. Nie możemy wykluczyć, że – jak w każdym obszarze życia społecznego – znajdziemy ludzi, którzy są niedouczeni, nierzetelni albo sami zaburzeni, itd. Idąc na psychoterapię trzeba mieć świadomość, co może się na niej wydarzyć, a co wydarzyć się nie powinno. Jeśli psychoterapeuta mówi na przykład, że flirty w pracy są czymś pozytywnym, to osobie – nie tylko wierzącej – odbywającej terapię powinna zapalić się czerwona lampka. Takiego terapeutę trzeba po prostu opuścić. Ważne w takim przypadku przed podjęciem decyzji jest też to, co terapeuta rozumie przez flirt i czy klient/pacjent dobrze go zrozumiał, czy przypadkiem nie zniekształcił jego słów.

Albo że najlepszą drogą dla skonfliktowanego małżeństwa będzie rozwód.

dk. Marcin Gajda: Jeśli w jakimś małżeństwie latami stosowana jest przemoc – jedna z osób jest zaburzona, np. narcystyczna lub psychopatyczna i niszczy dzieci i drugą stronę – to osoba pokrzywdzona dojrzewa do przekonania, że związek nie może się w tej formie ostać. Trudno liczyć na zmianę osoby z głęboko zaburzoną osobowością. Jedną z form obrony w takim przypadku może być akceptowana przez Kościół Katolicki separacja. Czasami z miłości trzeba przyjąć kolejny raz kogoś, kto nas rani, a czasem miłość nakazuje odejść.

Psychoterapia może prowadzić do kryzysów w relacjach?

dk. Marcin Gajda: Psychoterapia prowadzi do tego, że czasami w małżeństwie pojawia się duży kryzys. Jest on najczęściej wynikiem tego, że jedno z małżonków dojrzewa. Związek tej osoby był do tej pory bardzo niestabilny, opierający się na niedojrzałości jednego lub dwojga małżonków. Oczywiście, zawsze żałujemy, gdy nie udaje się uratować jakiegoś związku, ale mamy świadomość tego, że niektóre są tak toksyczne, krzywdzące i przemocowe, że innej drogi po prostu nie ma.

Z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się osoby do Waszego gabinetu?

Monika i dk. Marcin Gajdowie: W naszym gabinecie spotykamy się z osobami cierpiącymi na depresję – doświadczającymi długotrwałego poczucia smutku czy nawet myśli samobójczych. Drugą, dużą grupę osób stanowią te związane z lękami – fobie. W tym znajdą się też nadmierne lęki związane ze zdrowiem swoich i bliskich jak i te – jako że przedstawiamy się jako terapeuci chrześcijańscy – związane ze sferą duchową. To m.in. lęk o to, czy popełniłem grzech, lęk o to czy zostanę zbawiony. Trzecia grupa to ta związana z relacjami, w tym małżeńskimi i rodzicielskimi. Czwarta powiązana jest z zachowaniami kompulsywnymi i uzależnieniami. Przychodzą do nas też takie osoby, które postrzegają psychoterapię w kategoriach własnego rozwoju. Dla nich stawanie się osobą bardziej świadomą równa się potencjalnie bardziej miłującą.

Czy w procesie psychoterapii można utracić wiarę?

dk. Marcin Gajda: Jeżeli mamy osoby, których nerwica wyraża się w obszarze religijnym czy też karmi się niedojrzałą religijnością, to często w procesie psychoterapii dochodzi do kryzysu wiary czy kryzysu religijności. Struktura, która była strukturą nośną dla nerwicy (religijna struktura – dodajmy) rozpada się. Ci ludzie często dochodzą do wniosku, że są już niewierzący – Bóg im zniknął, wszystko się rozpada – i wpadają w depresję. Zaczynają pytać, czy to wszystko, w co do tej pory wierzyli, było nieprawdą? To są bardzo dobre pytania. W takim momencie terapeuta wierzący może dać im punkt odniesienia, mówiąc krótko: „Jestem przy tobie, wszystko odbywa się prawidłowo. To nie Bóg ci zniknął, tylko Jego obraz się zdezaktualizował, jednym słowem znika to, co było piaskiem, a nie było skałą w twoim życiu – myśleniu, osobowości”.

Monika Gajda: Terapeuta wierzący w tak trudnej emocjonalnie sytuacji dla pacjenta może być światłem w ciemności ze swoją wiarą. Może zapewniać taką osobę, że Bóg, którego szuka, wcale jej nie opuścił. Ona też więc go nie opuszcza i za jakiś czas – w dojrzałej formie – odzyska wiarę, która nie będzie miała już nic wspólnego z tym, co się teraz rozsypuje.

Jakie są źródła lęków związanych ze sferą duchową?

Monika Gajda: Lęki te związane są z obawą wynikającą z błędnych przekonań dotyczących moralności, duchowości czy zbawienia. Są to przeważnie treści wyniesione z wczesnego wieku, z lekcji religii albo zasłyszane od swoich bliskich – rodziców i dziadków, którzy mieli bardzo rygorystyczne podejście do sprawiedliwości czy grzeszności. Skupieni byli na wysiłkach, by zasłużyć na miłość Boga. Nerwica lękowa przejawia się głównie w tłumieniu swoich potrzeb i uczuć związanych ze sferą asertywności – gniew, złość, wyrażanie siebie – lub ze sferą przyjemności – z seksualnością, na której tłumienie wpływają pewne przekazy religijne. Uczucia seksualne jawią się wtedy jako niebezpieczne albo grzeszne.

U wielu wierzących osób wciąż istnieje przekonanie, że gniew na matkę lub ojca związany jest z popełnieniem ciężkiego grzechu (wszak gniew jest określany jako grzech główny). W związku z tym nie pozwalają sobie czuć tej emocji. A emocje są przecież moralnie obojętne. Grzechem w tym przypadku mogłyby być zachowania agresywne wobec kogoś, a nie samo odczuwanie złości. Ta jest dla nas samych jakąś informacją, w którą warto się wsłuchać. Rozwój człowieka polega na integrowaniu sfer, z których się składa – dojrzewaniu, analizowaniu pewnych treści, a nie na tłumieniu.

Wiele osób wierzących, jeśli odczuwa tego typu blokady, idzie na modlitwę wstawienniczą z nadzieją na uwolnienie. Powstaje też coraz więcej nagrań i filmów poświęconych tematyce zagrożeń duchowych.

Monika Gajda: Cieszymy się, jeśli ktoś znajduje uwolnienie w modlitwie. Niestety są trendy związane z zagrożeniami duchowymi i działaniem demonicznym, które nadają równą moc Bogu jak i szatanowi.

dk. Marcin Gajda: Ja bym nawet powiedział, że w tego typu myśleniu szatan ma większą moc, dlatego że Bóg nie łamie woli człowieka, natomiast szatanowi przypisuje się zdolność usidlenia człowieka wbrew jego świadomości, a więc i woli. To jest nic innego, jak magiczne pogańskie myślenie w chrześcijańskim opakowaniu.

Monika Gajda: W naszym gabinecie spotykamy osoby cierpiące na różnego rodzaju lęki związane właśnie z takim myśleniem o Bogu. Są to zwłaszcza osoby o dużej wrażliwości, które bardzo mocno biorą słowa do siebie. Żyją w lęku, konieczności kontroli, doświadczając na co dzień wielu cierpień. Mam wrażenie, że trendy związane z zagrożeniami duchowymi zamiast uwalniać ludzi od wpływów demonicznych, poszerzają obszar lęku. A Bóg przecież chce nas z tego lęku uwalniać – wprowadzając wolność, radość i pokój w Duchu Świętym.

Psychoterapia jest długotrwałym procesem. Wysiłkiem intelektualnym, emocjonalnym, wymagającym czasu i mierzenia się z trudną stroną swojego życia. Modlitwa wstawiennicza nie wymaga aż tyle czasu. Być może niektórzy chcą dzięki niej rozwiązać wszystkie swoje problemy za jednym zamachem?

Monika Gajda: Takie myślenie to przejaw magicznego podejścia do wiary. Osoby te są przekonane, że coś z zewnątrz na nie wpływa i wystarczy się pomodlić, żeby ich stan się poprawił. A jeśli się nie poprawia, to znaczy, że z ich modlitwą jest coś nie tak. Albo, że mają zbyt słabą wiarę. Pewne zaś stany wymagają głębokiego spotkania z samym sobą, podjęcia kroków, które wiążą się z dojrzałością, odpowiedzialnością, trudem czy choćby konfrontacją z kimś, kogo unikało się przez lata. Chciałoby się nie raz, żeby Pan Bóg to załatwił, ale w tym wszystkim zapominamy o tym, że jest też przestrzeń związana z naszą własną pracą, dojrzewaniem i mierzeniem się z trudnościami. My jesteśmy tak stworzeni, aby współdziałać z Bogiem. Nasze działanie jest więc niezbędne.

Mówią Państwo bardzo dużo o nieprawidłowym myśleniu o Bogu, neurotycznej religijności. Czym w takim razie jest dojrzałość w wierze?

dk. Marcin Gajda: U podstaw religijności niezdrowej, neurotycznej stoi lęk. Można powiedzieć, że taka religijność jest sama w sobie strukturą obronną. Do pewnego momentu pełni ona funkcję adaptacyjną, ale potem zamienia się we własne więzienie. Osoba, która doświadcza tego lęku, jest zablokowana. Proces rozwoju grzęźnie i osobowość się nie rozwija. Taka religijność paradoksalnie może się rozrastać, jeśli chodzi o ilość rytuałów, ale jednocześnie coraz bardziej oddalać od Boga. Prowadzi również do izolacji, ewentualnie do pozostania wyłącznie w gronie innych osób, które w podobny sposób przeżywają religię.

Natomiast u podstaw duchowości stoi miłość. Gdy miłość zaczyna się pojawiać, opada lęk – struktury obronne się wygaszają, a człowiek staje się coraz bardziej wolną, miłującą i chętną do spotkania się z kimś odmiennym osobą. I ostatecznie prowadzi to do zjednoczenia z Bogiem, do theosis – przebóstwienia. Można powiedzieć, że są to radykalnie inne kierunki.

Monika Gajda: Chrześcijaństwo to nie jest zbiór idei, norm i zasad, ale spotkanie z Osobą, z Chrystusem. Idąc tym torem można powiedzieć, że chora religijność trzyma się głównie zasad i norm tak sztywno, że to one stają się głównym obszarem, z którym wiąże się wiara. Duchowość ma prowadzić przede wszystkim do spotkania z Osobą. Z Miłością. Jezus mówił, że całe prawo ma być oparte na miłości. To przywraca właściwy porządek. Najważniejsza jest ta relacja, z której wynikają później pewne normy, zasady czy życie zgodnie z pewnymi wartościami, ale nie odwrotnie. One mają wypływać z doświadczenia spotkania – tego, kim jestem, jak jestem miłowany i kim jest drugi człowiek obok.

dk. Marcin Gajda: Charakterystyczne jest też to, że spotkanie ze sobą, z Bogiem i z drugim człowiekiem to jest właściwie jedno i to samo spotkanie. Miłość do siebie, do Boga i do bliźniego, to jedna i ta sama miłość. Jeżeli ktoś zaczyna kochać Boga, to niejako z automatu zaczyna kochać bardziej siebie i człowieka obok.


Monika Gajda – pedagog ogólny i specjalny, choreoterapeutka i terapeuta chrześcijański.

Marcin Gajda – lekarz, magister nauk o rodzinie (wydział teologiczny), terapeuta chrześcijański. 18 czerwca 2016 przyjął sakrament święceń w stopniu diakona.
Strona internetowa autorów www.gajdy.pl

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy