Czy możemy uciec od prawdy o konsekwencjach naszych czynów? Czy w imię większych racji, albo zwykłego, nie-świętego spokoju, wolno nam ją ukryć?
Czy możemy uciec od prawdy o konsekwencjach naszych czynów? Czy w imię większych racji, albo zwykłego, nie-świętego spokoju, wolno nam ją ukryć? Takie pytania stawia przed nami dzisiejszy patron, bogaty włoski rycerz Konrad z rodu Confalonieri. Miał majątek, dobre imię, piękną żonę i do tego należał do stronnictwa popierającego papieża. W roku 1313 wszystko to jednak stracił na swoje własne życzenie. A zaczęło się z pozoru niewinnie – oto Konrad wyrusza na polowanie. Ponieważ ma wszystko, czego można sobie życzyć w życiu, nie chodzi mu o zabicie głodu tylko nudy. Jednak zabawa nie przebiega zgodnie z planem, bo akurat tego dnia zwierzyna nie pozwala się podejść. Nasz patron staje więc przed dylematem: zrezygnować z przyjemności i obejść się smakiem, czy raczej nagiąć rzeczywistość dla własnej pożądliwości? Wybiera to drugie i postanawia wykurzyć zwierzęta ogniem. Niestety wiatr nagle się zmienia, krzaki okazują się być suche jak pieprz, a uwolniony żywioł zaczyna trawić wszystko, co stanie na jego drodze: pola, stodoły, zabudowania. Konrad widząc ogrom spustoszenia, które uczynił, siada na koń i w popłochu ucieka. Tymczasem w pobliskiej Piacenzy pożar wywołuje zrozumiałą panikę, ludzie rzucają się ratować dobytek i szukają winnego całego zajścia. Szukają tym goręcej, że miasto trawi także inny ogień - wewnętrznego, politycznego sporu. Władzę w Piacenzy sprawują bowiem zwolennicy cesarza, dla których pożar jest prowokacją popleczników papieża wymierzoną w oponentów. A skoro znalazł się paragraf, to i człowiek znaleźć się musiał. I znalazł. Wystarczająco nieistotny, by nikt po nim nie płakał, ale doskonały by robić za ofiarnego kozła. Namiestnik Piacenzy błyskawicznie skazuje go na śmierć. Opozycja krzyczy o niesprawiedliwości, lud domaga się krwi, a nasz Konrad… co on wtedy robi? Może milczeć i wraz ze śmiercią przypadkowego chłopa z pobliskiej wioski, pogrzebać swoją winę. Może także wejść na salę rozpraw i przyznać się do wszystkiego. Przyznanie to będzie miało jednak swoje skutki nie tylko w sensie moralnym i prawnym, ale także politycznym, bo Konrad rzeczywiście należy do zwolenników papieża. Czy nie lepiej więc poświęcić prawdę w imię własnego dobra? Nasz patron znowu staje przed dylematem, ale tym razem wybiera wbrew swoim pragnieniom. Staje przed sądem, składa wyjaśnienia, traci wszystkie swoje dobra jako wynagrodzenie za uczynione zło. Jego żona przeżywa tak wielki wstrząs w związku z tą sytuacją, że dla ratowania resztek reputacji decyduje się wstąpić do zakonu. Tak, Konrad w wyniku swojej decyzji traci z dnia na dzień wszystko, ale ocala duszę. Po 38 latach okaże się również, że począwszy od tamtej chwili dzień po dniu zyskuje także chwałę nieba. Zostaje bowiem franciszkańskim tercjarzem, potem pokutnym pielgrzymem, który nawiedzi wszystkie sanktuaria Italii, dając wszędzie świadectwo ascetycznego życia, a w końcu osiądzie na samym krańcu Sycylii, w pewnej grocie w dolinie Noto. Pan Bóg doceni jednak jego głębokie pragnienie zadośćuczynienia, bo Konrad umrze w swojej jaskini 19 lutego 1351 roku, mając u swego boku spowiednika i będąc zaopatrzony sakramentami, a świadectwo jego życia sprawi, że będziemy go dzisiaj wspominać jako świętego, który nie uciekł przed prawdą o sobie.