Mógł mieć około 10 lat. Tego dnia, tak jak co dzień, przebywał na polu wraz z innymi dziećmi z wioski.
Mógł mieć około 10 lat. Tego dnia, tak jak co dzień, przebywał na polu wraz z innymi dziećmi z wioski. Każde miało tam jakieś zajęcie, bo każde musiało pomagać swoim rodzicom - on akurat pasł stadko kóz, które było niemal całym majątkiem jego rodziny. I właśnie wtedy nagle przyszła burza. Nasz patron zaproponował innym dzieciom, żeby wszyscy schowali się wspólnie do pobliskiej groty i odmówili różaniec, prosząc o opiekę Maryję. Jego sugestia nie spotkała się jednak z uznaniem i zadecydowano o natychmiastowym powrocie. W drodze do wsi zdarzył się jednak straszny wypadek – jedno z dzieci, zostało rażone piorunem i na oczach swych kolegów i koleżanek zmarło. Czy tamto doświadczenie tak wpłynęło na 10-letniego wówczas Franciszka Marqueza, że wspominamy go dzisiaj jako brata Leopolda z Alpandeire, błogosławionego kapucyna? Tego nie wiemy, ale faktem jest, że kruchość ludzkiego istnienia i konieczność podążania za Bożym natchnieniem już odtąd go nie opuszczała. Nie ma co prawda smykałki do nauki, edukację kończy na kilku klasach szkoły podstawowej, ale ci, którzy go znają, mówią o nim człowiek "z sercem na dłoni". Minie jednak jeszcze sporo czasu, zanim nasz dzisiejszy patron, wtedy już ponad 30-letni ubogi hiszpański rolnik, pod wpływem kazania pewnego kapucyna zapragnie opuścić świat, by w pełni poświęcić się Bogu jako zakonnik. Jest jednak zbyt stary i za mało wykształcony, żeby zostać na klasztornej furcie przyjętym z otwartymi rękami. Jego upór zostaje jednak nagrodzony 5 lat później, w roku 1900, gdy składa śluby zakonne jako kapucyn i przyjmuje imię Leopold. Ale choć brat Leopold marzy o tym, by uciec w końcu od "hałasu świata", to posłuszeństwo przełożonym wyprowadza go nie gdzie indziej, tylko na gwarne ulice Granady. A tam, pośród przeróżnych ludzi, w trudnych czasach społecznych zamętów i hiszpańskiej wojny domowej, przez pół wieku jako kwestarz robi to, co uczynił już jako 10-latek. Wzywa innych, żeby zaufali Bogu. Zachęca, żeby złożyli w ręce Maryi wszystkie swoje troski i niepokoje. Jest nazywany „pokornym żebrakiem trzech Zdrowaś Mario”, bo w ten sposób modli się z tymi, którzy proszą go o wstawiennictwo przed Bogiem. To także jego dar dla tych, którzy obrzucają go błotem i obelgami, gdy prosi o wsparcie dla swoich współbraci. Ale przede wszystkim to droga, która za przyczyną Maryi z każdym dniem przybliża bł. Leopolda z Alpandeire do Boga. Ostatecznie nasz patron oddaje się w jego ręce jako 92-letni starzec 9 lutego 1956 roku, do końca powtarzając: „Jestem wielkim grzesznikiem”.