Ze zdjęcia, którym dysponujemy patrzy na nas zwyczajny, raczej niepozorny mężczyzna w średnim wieku, którego łatwo byśmy przeoczyli idąc ulicą. Ale w tym niepozornym ciele Mikołaja Grossa, kryła się tytaniczna wprost siła ducha.
Ze zdjęcia, którym dysponujemy patrzy na nas zwyczajny, raczej niepozorny mężczyzna w średnim wieku, którego łatwo byśmy przeoczyli idąc ulicą. Ale w tym niepozornym ciele Mikołaja Grossa, kryła się tytaniczna wprost siła ducha. Wyobraźcie sobie bowiem urodzonego pod koniec XIX wieku w zagłębiu Ruhry syna kowala z jednej z okolicznych kopalni. Jaki może czekać go los? Jako 14-latek jest już ciskaczem, który pcha wózki z urobkiem, potem awansuje na pracującego na przodku rębacza. Gdy jednak wraca do domu pilnie się uczy, samemu uzupełniając podstawowe wykształcenie. Trudno zgadnąć jak znajduje na to czas i siły, ale jedno jest pewne – nauka nie idzie w las. Młody górnik zaczyna działać w ramach Katolickiego Ruchu Robotniczego. Zna ciężkie życie, ale jak się okazuje ma też lekkie pióro. Szybko zostaje redaktorem związkowej gazety dla górników. W międzyczasie poślubia swoją dawną koleżankę z rodzinnej miejscowości i staje się tatą siedmiorga dzieci. Jest oddany rodzinie, ale absorbuje go też praca w redakcji i społeczne zobowiązania, bo chcąc nie chcąc dla wielu staje się moralnym drogowskazem. Gdy nad Niemcami zbierają się czarne chmury narodowego socjalizmu, Mikołaj Gross - wtedy już redaktor naczelny najważniejszej gazety Katolickiego Ruchu Robotniczego - ma odwagę pisać: „Jako katoliccy robotnicy stanowczo i jednoznacznie odrzucamy socjalizm narodowy nie tylko z powodów politycznych i gospodarczych, lecz również zdecydowanie z racji naszego religijnego i kulturowego stanowiska”. Nic dziwnego, że staje się solą w oku rodzącej się III Rzeszy, jednak dopiero wraz z wybuchem wojny Gestapo rozpoczyna jego nieustanne przesłuchania i domowe rewizje. Przyjaciel Mikołaja Grossa z Katolickiego Ruchu Robotniczego, prałat Kacper Schulte, wprost go upomina: „Pomyśl o dzieciach. Masz ich siedmioro. Ja nie mam rodziny, za którą byłbym odpowiedzialny. Tutaj chodzi o twoje życie.” Odpowiedź, której udziela nasz dzisiejszy patron, de facto wyznacza dalszy bieg wypadków. „Jeżeli dziś nie narazimy naszego życia, jak chcemy ostać się kiedyś przed Bogiem i naszym narodem?”. Rok 1944 i nieudany zamach na Hitlera, to dla policji politycznej zielone światło do bezlitosnej walki z każdym przejawem tzw. „działalności antypaństwowej”. Mikołaj Gross zostaje więc aresztowany i w błyskawicznym procesie skazany na karę śmierci. Zanim jednak umrze na szubienicy 23 stycznia 1945 roku, zostawia swojej żonie swoisty testament. "Do zobaczenia w lepszym świecie. W niebie będę mógł zrobić dla ciebie i dla dzieci więcej niż tutaj". Kościół potwierdził te jego intuicję w roku 2001, ogłaszając Mikołaja Grossa, niemieckiego męczennika z okresu II wojny światowej, błogosławionym.