O tym, dlaczego sama likwidacja tzw. kopciuchów nie wystarczy i co ma smog do koronawirusa, opowiada lider Dolnośląskiego Alarmu Smogowego - Krzysztof Smolnicki.
Maciej Rajfur: Smog 18 stycznia kolejny raz zaatakował we Wrocławiu i to było mocne uderzenie. Od razu znaleźliśmy się w ścisłej czołówce najbardziej zanieczyszczonych dużych miast na świecie. Rozmawialiśmy dokładnie 3 lata temu na łamach „Gościa” o tym problemie i wydaje się, że pozostaje wciąż nierozwiązany. Czy zmienia się coś realnie w tym temacie?
Krzysztof Smolnicki: Można powiedzieć, że we Wrocławiu walka ze smogiem z roku na rok traktowana jest coraz bardziej priorytetowo, ale wciąż robimy za mało, żeby realnie zmniejszyć problem. W skali inwestycji i przyznanych dotacji Wrocław plasuje się na drugim miejscu, tuż za Krakowem. Trochę odbija nam się czkawką fakt, że przez lata praktycznie nic się nie działo. Więc teraz nasza reakcja powinna być bardziej zdecydowana. Choć oczywiście widać poprawę postępowania. Miasto dysponuje informacjami, powoli zaczyna zarządzać zasobem komunalnym, ale to wciąż za mało.
Wrocław poprzez różne programy i kampanie stara się zmniejszyć liczbę tzw. kopciuchów, czyli prymitywnych przestarzałych pieców węglowych. Wymiana idzie jak po grudzie. Wydaje się, że do wyznaczonej daty 1 lipca 2024 roku nie uda się zlikwidować ich zupełnie w stolicy Dolnego Śląska.
Niestety, tak pokazuje prosta matematyka. Jeśli w rok likwidujemy 1800 kopciuchów, wówczas do 2024 roku z pewnością nie uporamy się z ich realną liczbą w mieście. A stan na zeszły rok wyniósł 15 tys. mieszkań komunalnych z piecami w kamienicach. 90 procent z nich to właśnie kopciuchy. Obecne tempo nigdy nie pozwoli na zrealizowanie zadania. A przypomnę, że mówimy tylko wyłącznie o mieszkaniach komunalnych. Mamy jeszcze piece w mieszkaniach własnościowych w kamienicach oraz w domach jednorodzinnych. Co do kamienic, należy także mówić o ich niedociepleniu. Niektóre nie przechodziły remontu od II wojny światowej.
Nie byłoby uchwał antysmogowych i wielu rozwiązań, choćby takich jak te wprowadzane we Wrocławiu, gdyby nie alarmy smogowe. Ludzie się obudzili, obywatele po prostu powiedzieli „stop” i obserwujemy to w Polsce od kilku lat. Wzrosła świadomość społeczna. Coś ruszyło.
Raczej powiedziałbym: drgnęło. Temat smogu nie jest jednowymiarowy. Mamy opóźnienia cywilizacyjne, ale też prawne. Przez lata w naszym kraju można było palić byle czym i w byle czym. Nie istniały normy na paliwa i kotły. W tej chwili je mamy, choć są niedoskonałe. Coś się uruchomiło, ale opóźnienie istnieje. Ja jednak liczę, że tempo zmian wzrośnie. Jeśli machina się rozpędzi, uda się usunąć zdecydowaną większość pieców, szczególnie u ludzi ubogich.
Zmiany w prawie rzeczywiście zachodzą konsekwentnie. Na przykład do końca grudnia ma powstać Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków, która jako narzędzie wesprze ogólnopolskie działania w wymianie kopciuchów. To system informacji o źródłach ogrzewania w Polsce, który pomoże zidentyfikować źródła niskiej emisji. W sumie zgromadzone dane będą dotyczyły ok. 5 milionów budynków.
Od 7 lat zajmuje się Pan tematem smogu. Wrocław wydaje się świetnym poligonem doświadczalnym. Co jest często pomijane w opracowywaniu strategii tej walki.
Muszę przyznać, że wbrew pozorom ludzie w dużych miastach zdają sobie sprawę z problemu zanieczyszczenia powietrza. Powinniśmy jednak pamiętać o ważnym aspekcie z tym związanym – z ubóstwem. Tym mentalnym, czyli mam piękny garaż, luksusowy samochód, ale do pieca wpycham byle co, ale także ubóstwem energetycznym. Mieszkamy w domach i kamienicach w naprawdę kiepskim stanie, niedocieplonych. I kiedy przychodzi mróz, wtedy najszybszym rozwiązaniem okazuje się dokładanie do pieca. Jeśli nie ma wiatru i nie pada, w ciągu 2-3 dni lądujemy w czołówce światowej dużych miast pod względem smogu.
W centrum Wrocławia to ubóstwo energetyczne widać na niektórych ulicach gołym okiem. Ostatnio miałem okazję pochodzić po klatkach schodowych kamienic na Nadodrzu. Daleko tam do szczelności i ciepła.
Wrocław ma olbrzymi zasób nieruchomości, których jest właścicielem. A przez to dysponuje kapitałem i potencjałem. Jednocześnie musi dźwigać ogromny balast, którym się nie zajmował przez ostatnie lata. Zwracano uwagę m.in. na kwestie kulturalne – byliśmy przecież Stolicą Kultury - a ludzie tu funkcjonują wciąż w tragicznych warunkach mieszkaniowych. Od Warszawy i Krakowa odróżnia nas jeden ważny fakt: biedni mieszkańcy żyją w kamienicach, które należą do miasta i odpowiedzialność, żeby nie zatruwali powietrza leży po stronie mieszkańca, ale także właściciela budynku, czyli w naszym przypadku gminy Wrocław. To powinno mobilizować miasto wobec różnych ustaleń uchwały antysmogowej, a szczególnie daty, do kiedy mają zniknąć kopciuchy, czyli 1 lipca 2024 roku.
Wydaje się, że wrocławski system na razie nie sprawdza się zbyt dobrze z dwóch powodów. Dotychczasowe działania odgórne to za mało, żeby przynieść pożądany efekt, ale od dołu też nie ma zbyt wielkiego zainteresowania i zaangażowania, by jak najszybciej zmieniać piece.
Nie da się ukryć, że system dotacyjny mobilizuje aktywnych i majętnych. Moim zdaniem ubogim ludziom trzeba pomagać inaczej, ponieważ oni często nie mają narzędzi i zdolności, żeby korzystać np. z dofinansowań. Należy ich poprowadzić za rękę i to z nimi załatwić. Mówimy o kwestii zdrowia i życia ludzi. Tylko dwa kraje w ostatnim dziesięcioleciu nie zmniejszyły śmiertelności z powodu smogu – to Polska oraz Bośnia i Hercegowina. U nas rozchodzi się o 50 tys. ludzi, którzy umierają z powodu smogu. Rok w rok. Widać to dokładnie w statystykach.
Często przy wynikach czystości powietrza widzimy stężenia pyłu zawieszonego PM10 i PM 2,5. Który jest groźniejszy?
Ten drobniejszy, czyli cząstki o średnicy mniejszej niż 2,5 µm (1/20 przekroju włosa ludzkiego – przyp. red.). On przenika do krwioobiegu i atakuje wszystkie organy i to na podstawie jego poziomów określa się umieralność (przedwczesną) związaną ze smogiem. Co ciekawe w naszym kraju nie istnieją na niego normy, podaje się tylko te dotyczące większego.
Byliśmy jako Dolny Śląsk trzecim regionem, na trzynaście jak dotąd, który wprowadził uchwałę antysmogową. Okazuje się, że w niechlubnym międzynarodowym rankingu IQAir, który uwzględnia duże miasta, a w którym 18 stycznia Wrocław zajął pierwsze miejsce, wyprzedziłaby go np. Nowa Ruda. Na szczęście się nie załapała.
Warto wiedzieć, że Dolny Śląsk jest zupełnie inny niż reszta kraju. Mamy olbrzymią ilość powierzchni mieszkaniowej w kamienicach jeszcze z początku XX wieku i starszych. Skala dziesięciu razy więcej niż w województwie małopolskim czy mazowieckim. Oczywiście nasze miasteczka są urokliwe, ale istnieje właśnie druga strona medalu. Większe skupiska w centrach miejscowości tworzy zabudowa kamieniczna, dość trudna do docieplenia z powodu drogich technologii i zabytkowego charakteru. Dodatkowo te rejony są często położone w dolinach.
Na smog nie wymyślimy szczepionki – musimy usunąć przyczynę. Jak pandemia koronawirusa koreluje z problemem zanieczyszczenia powietrza?
Istnieją konkretne powiązania koronawirusa ze smogiem, co pokazują badania. Tam, gdzie panuje smog, tam koronawirus zbiera większe żniwo śmiertelności. Czyste powietrze staje się sojusznikiem zdrowia, a smog sojusznikiem koronawirusa. Dlatego myślę, że wielu ludzi powinno sobie ten temat poukładać w kontekście priorytetów. Co jest dla mnie autentycznie ważne. Papież Franciszek mówi głośno o odpowiedzialności za planetę, nie tylko za moich bliskich i sąsiadów.
Ja mam wrażenie, że część osób sobie nie uzmysławia, jak wysoką cenę ponosimy z powodu zatrutego powietrza. Ile wynoszą te zewnętrzne zdrowotne koszty społeczne. Obliczyłem te straty według standardów światowych rozdzielając je na 3,5 miliona pieców w Polsce. Jeden piec kosztuje nas 20 tysięcy rocznie. Mówię o tym, że np. dzieci chorują i dorośli nie mogą iść do pracy, że sami dorośli chorują, że ktoś z potencjałem gospodarczym musi przejść na rentę itd.
Czy zakaz prawny może rzeczywiście zadziałać? Zakaz palenia tym i tym, zakaz posiadania takich i takich pieców?
Zakazy naprawdę nie raz dały efekt w wielu aspektach życia. Postanowiliśmy się przestawić i zmienić nawyki. Prawo działa, ale nie załatwia wszystkiego. Jeśli mówimy o biedniejszej części społeczeństwa, to moim zdaniem w interesie nas wszystkich leży to, aby im konkretnie pomóc. Nie tylko dlatego, że palą czym popadnie i nas oraz siebie trują, ale także dlatego, że nam się to po prostu opłaca. Jednocześnie zmiana kopciucha powinna wiązać się z pomocą w docieplaniu mieszkań. Inaczej ludzie po zmianie pieca zobaczą, że płacą kilkukrotnie większe rachunki i zbuntują się, gdyż ekologiczne urządzenie wygeneruje większe koszty. Powinniśmy przeznaczać na to wszystko pieniądze, jednak liczy się odpowiedni poziomu świadomości obywateli, a co a tym idzie - władzy. Traktujmy walkę ze smogiem jako szansę, która nas rozwija także w kontekście zapobiegania kryzysowi klimatycznemu.