Czy z epidemii pustoszącej znany nam świat może wyniknąć jakieś dobro?
Czy z epidemii pustoszącej znany nam świat może wyniknąć jakieś dobro?
To pytanie wielu ludziom ciśnie się dzisiaj na usta. Zupełnie tak samo, jak w XVI wieku na Warmii, gdy dżuma raz za razem dziesiątkowała wsie i miasteczka. A jednak ten właśnie czas zapisał się chwalebnie w pamięci żyjących tam wtedy ludzi i Kościoła. Nie za sprawą strasznej choroby rzecz jasna, tylko przez wzgląd na pewną młodą, 19-letnią dziewczyną z dobrego domu. Cóż takiego zrobiła?
Otóż na przekór królującej wszędzie czarnej śmierci, ona - jak przystało na kogoś o imieniu Regina – postanowiła zostać królową ofiarnej miłości i wyjść do chorych. Oczywiście, jej rodzice byli temu stanowczo przeciwni. Co więcej, było to także kompletnie na przekór temu, co do tej pory miało znaczenie dla samej Reginy Protmann. W końcu to była zwyczajna dziewczyna: młoda, wykształcona, pewna siebie, a do tego ładna i nieco próżna. Jednak śmierć, którą zaczęła widzieć dosłownie na każdym kroku, odmieniła ją zupełnie. W jej wnętrzu, dotąd szczelnie wypełnionym zachwytem nad samą sobą i urodą życia, nagle znalazło się miejsce dla Boga. I to cierpiącego.
Jest rok 1571, gdy Regina Protmann opuszcza swój rodzinny dom w Braniewie i znajduje schronienie wraz z dwiema swoimi towarzyszkami w zrujnowanym domu przy kościele parafialnym. Ponieważ kompletnie nic nie posiadają, jedyne co mogą zrobić to udać się wprost do domów ludzi potrzebujących pomocy, by to tam, a nie w ruinie udającej klauzurę, świadczyć uczynki miłosierdzia chrześcijańskiego. Choć brzmi to dzisiaj zwyczajnie, w XVI wieku wzbudza szok. Ponieważ jednak wraz z kolejnymi falami epidemii przybywa chorych, biednych, głodnych i pozbawionych szans na naukę, szok szybko ustępuje akceptacji. Po 12 latach takiej nowatorskiej pracy, w roku 1583, ze skupionych wokół siebie kobiet Regina Protmann formułuje nową wspólnotę – Zgromadzenie Sióstr św. Katarzyny Aleksandryjskiej Dziewicy i Męczennicy, nazwane tak od imienia patronki parafialnego kościoła, przy którym wszystkie mieszkają. Katarzynki, bo tak są pieszczotliwie nazywane, oprócz trzech ślubów: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, składają jeszcze czwarte postanowienie - nie uciekać od świata, ale nieustannie stawać mu naprzeciw, włączając się i przyjmując go. Posługa potrzebującym i chorym ma pierwszeństwo wobec jakichkolwiek formalnych reguł”. Krótko i zdecydowanie, dokładnie w stylu Reginy Protmann, która zmarła pośród swoich sióstr 18 stycznia 1613 roku, by po niemal 400 latach doczekać się zasłużonej beatyfikacji.