Posłuszeństwo. Źle nam się to słowo kojarzy, prawda? Nie lubimy słuchać innych, a już za szczyt heroizmu uznajemy poddanie się woli innych wbrew naszemu przekonaniu o tym, że mamy rację.
Posłuszeństwo. Źle nam się to słowo kojarzy, prawda? Nie lubimy słuchać innych, a już za szczyt heroizmu uznajemy poddanie się woli innych wbrew naszemu przekonaniu o tym, że mamy rację. Bo czy z takiego heroizmu może wypłynąć jakieś dobro? Zamiast odpowiedzi polecam państwa uwadze historię dzisiejszego patrona, pierwszego salezjanina wyświęconego na kapłana w dalekiej Kolumbii. Dalekiej z całą pewnością od Piemontu, gdzie bł. Alojzy Variara przyszedł na świat dokładnie 15 stycznia 1875 roku. Bardzo szybko, za sprawą taty, który miał szczęście poznać ks. Jana Bosko jako dziecko, trafił do oratorium salezjanów. To miejsce tak mu się spodobało, że jako 12-latek poprosił żyjącego jeszcze wtedy ks. Bosko o pozwolenie na zostanie salezjaninem. Po 5 latach nowicjatu, w 1892 roku, Alojzy składa pierwsze śluby zakonne. Nie mijają kolejne dwa, a przybyły z Kolumbii inny salezjanin, ks. Michele Unia, wybiera tego ledwie 19-letniego chłopaka do pomocy przy misjach wśród trędowatych. W duchu posłuszeństwa nasz patron wyrusza do Agua de Dios, gdzie salezjanie dostają do prowadzenia szpital. Żyje tam mniej więcej 620 chorych i drugie tyle zdrowych członków ich rodzin, jednak nikt nie chce tam przebywać dobrowolnie – wszyscy traktują leprozorium jak więzienie. Szerzy się pośród nich pijaństwo, na porządku dziennym są samobójstwa. Do tego piekła na ziemi bł. Alojzy wprowadza jednak coś niezwykłego – młodzieńczy zapał, który nie zna przeszkód. Gdy jego współbracia reorganizują placówkę, by była bardziej przyjazna trędowatym, on organizuje grupę grajków, którzy umilają chorym czas. Potem zakłada dla nich szkołę muzyczną, teatr, stowarzyszenia religijne, schronisko, gdy nie mają się gdzie podziać. I cały czas jest zdrowy, choć jego posługa zasadza się na bezpośrednim kontakcie z trędowatymi. Arcybiskup Bogoty, który udziela bł. Alojzemu Variarze święceń kapłańskich, jest pełen podziwu dla jego zaangażowania apostolskiego. Gdy jednak nasz patron zakłada Zgromadzenie Córek Najświętszych Serc Jezusa i Maryi, które ma na celu opiekę nad chorą młodzieżą, a przewiduje przyjmowanie do nowicjatu także trędowatych dziewcząt, przełożeni mówią dość i wyznaczają ks. Alojzemu inne zadania. Ten przyjmuje ową trudną decyzję w duchu posłuszeństwa, tak jak i przyjął wiele lat wcześniej wyjazd do Kolumbii. Do końca życia sumiennie wypełnia nowe obowiązki. Po 40 latach od śmierci bł. Alojzego Variary, w roku 1964, założone przez niego zgromadzenie, otrzymuje papieską aprobatę, otwierając trędowatym kobietom drogę życia konsekrowanego.