Życie dzisiejszego patrona opisują najlepiej dwa zdarzenia. Pierwsze miało miejsce jeszcze przed jego urodzeniem, gdy noszącej go pod sercem matce przyśnił się proroczy sen.
Życie dzisiejszego patrona opisują najlepiej dwa zdarzenia. Pierwsze miało miejsce jeszcze przed jego urodzeniem, gdy noszącej go pod sercem matce przyśnił się proroczy sen. Zobaczyła w nim wściekłego wilka, który zmienia się w łagodnego baranka przechodząc przez bramę klasztoru karmelitów we Florencji. Opis drugiego natomiast zdarzenia został wyryty już na jego grobie i z grubsza brzmi tak: „Św. Andrzej Corsini, który został porwany z Karmelu do kościoła i mitry Fiesole”. Mamy zatem dzisiaj do czynienia z człowiekiem, który nawrócił się i to dwukrotnie w czasie swojego życia. Raz, gdy zszedł z drogi prowadzącej go wprost do duchowej przepaści i drugi raz, gdy uznał wyższość władzy Kościoła nad swoim własnym upodobaniem. Które z nich było dla niego trudniejsze? Ponieważ Andrzej Corsini był z domu bogatym florentczykiem, porzucenie rozwiązłego stylu życia mogło stanowić dla niego nie lada wyzwanie. Kto wie, być może gdyby nie twarde słowa matki, w których odwołała się do swojego proroczego snu, młody Andrzej nawet z ciekawości nie zajrzałby do kościoła prowadzonego przez karmelitów. Zajrzał jednak i ostatecznie postanowił zmienić swoje życie. Czy przestał być trudnym charakterem? Nie, o czym zaświadczają dokumenty z epoki, ale postanowił zaprawiać się w pokorze. Najpierw przyjął więc ubogi karmelitański habit, potem uznając swój brak wiedzy posłusznie studiował i przyjął święcenia kapłańskie, a w końcu w wieku 30 lat zgodził się wziąć na swoje barki urząd przeora. Gdy jednak przyszła godzina próby i Florencję opanowała w roku 1347 epidemia dżumy, okazał się energiczny i zdecydowany, a jego charyzma uczyniła z niego Apostoła Florencji, jak o nim mawiano. I właśnie wtedy, u szczytu swojej popularności i duchowego spełnienia papież Klemens VI mianuje go biskupem Fiesole. To tylko 10 km w linii prostej od Florencji, ale oznacza kompletną zmianę obowiązków i sposobu pełnienia posługi. Dzisiejszy patron wcale nie ma na to ochoty, jednak ostatecznie przyjmuje nowe zadanie i okazuje się być opatrznościowym biskupem na trudne czasy społecznych niepokojów po hekatombie czarnej śmierci. „Jego więzy rodzinne sprawiły, że był akceptowalny dla szlachty, a jego życie w ubóstwie przyciągało do niego ubogich" – piszą o nim historycy. Andrzej Corsini zmarł po niemal ćwierćwieczu biskupiej posługi w Fiesole w roku 1373, a choć za młodu był wilkiem, wspominamy go dzisiaj jako świętego pasterza. I to jest najpiękniejszy owoc jego podwójnego nawrócenia.