Był człowiekiem nietuzinkowym. Jaki pozostał w myślach młodych ludzi, którzy z nim pracowali, słuchali go z ambony, przy stole, ale i w konfesjonale?
Anna Janczyk (28 lat)
Ojca Macieja Ziębę poznałam w 2016 roku, gdy byłam uczestnikiem Szkoły Zimowej Instytutu Tertio Millennio. W 2017 roku zostałam pracownikiem ITM, a następnie przez półtora roku pełniłam funkcję wiceprezesa fundacji.
Ojciec Maciej wśród intelektualistów zajmujących się kwestiami społecznymi wyróżniał się ścisłym umysłem fizyka, dzięki któremu potrafił te zagadnienia przedstawiać w sposób logiczny, klarowny i uporządkowany. Jego spostrzeżenia były jasne dla wszystkich, zarówno dla humanistów, jak i ścisłowców. Zdecydowanie cechowała go pracowitość, którą ktoś mógłby nazwać nawet pracoholizmem. Wymagał od swoich współpracowników dużo, ale od siebie zdecydowanie więcej. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Pomagał mu w tym niesamowity upór. Podczas naszej współpracy w instytucie uczył, że "trzeba zrobić tak, żeby się dało".
Ojciec Maciej szanował swoich rozmówców i słuchaczy. Bez względu na ich liczbę i charakter spotkania zawsze był dobrze przygotowany. Podczas kolejnych edycji szkół Instytutu Tertio Millennio prowadził wykłady, warsztaty i odprawiał Msze Święte. Stale był także dostępny jako duszpasterz i spowiednik. Wieczory poświęcał na długie dyskusje z młodymi ludźmi, którzy mogli wtedy zapytać go dosłownie o wszystko i podzielić się swoimi opiniami czy wątpliwościami. Podziwiałam ojca za anielską cierpliwość wobec powtarzających się pytań. Nigdy w tych sytuacjach nie dał odczuć rozmówcom zniecierpliwienia - zawsze wysłuchał i niestrudzenie tłumaczył świat.
Pytany o poglądy polityczne zawsze powtarzał: "mam prawe serce po lewej stronie". Dzięki ojcu i temu, w jaki sposób prowadził instytut, jest to nadal miejsce gromadzące ludzi o różnych poglądach politycznych, którzy jednak mogą ze sobą dyskutować i współpracować.