– To niesamowita tajemnica, że Bóg niby coś zabrał, ale natychmiast obdarował czymś innym, pełniejszym – mówi ks. Maciej Czaczyk.
Maciej Rajfur: Wpisuję „Maciej Czaczyk” w Google, wyskakują piosenki sprzed kilku lat, więc słucham. I czytam komentarze w stylu: „I on chce iść na księdza, z takim talentem?”. Jak dzisiaj Ksiądz z półtorarocznym stażem odpowie ludziom z takim podejściem?
Ks. Maciej Czaczyk: Trudno jest wyjaśnić tajemnicę. Nie umiem tego jednym zdaniem ludziom wytłumaczyć. Nie rozumieją, że kapłaństwo wymyka się z ram zawodu. Spłaszczają rolę księdza. W takich komentarzach nie ma wiary, ale też wiedzy, kim jest kapłan. Dlatego najpierw wyjaśniłbym, na czym polega moje powołanie.
Spotkał się Ksiądz z takim myśleniem też w czasie formacji w seminarium?
Oczywiście, że tak. Nawet po święceniach, w parafii, w której pracuję, słyszałem już: „To my wtedy głosowaliśmy w finale »Must Be the Music«” na Maćka Czaczyka, a… tak jakoś słabo się skończyło”. (śmiech) Ludzie postrzegają szczęście przez pryzmat blichtru, sławy i dostatku. Mają nałożone filtry tego świata.
Może dlatego nadal pamiętają Macieja Czaczyka z gitarą, tego, którego oglądali kilka lat temu w Polsacie i który zachwycił całą Polskę?
Pamiętają szczególnie starsi i nie ukrywam, że to się za mną ciągnie. Ale na szczęście moi uczniowie 9 lat temu byli mali i nie mają prawa tego kojarzyć. Chociaż dzisiaj jest przecież internet, z którego młodzież tak chętnie korzysta. Tam łatwo można sprawdzić, co robiłem przed seminarium.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.