„Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”. Święty Jan wiedział doskonale, że chrzest w Jordanie pełnił jedynie funkcję znaku, który zapowiada inny chrzest i innego Chrzciciela.
1. Jan nie miał mocy, aby przebaczać grzechy, aby naprawić relację między ludźmi i Bogiem. Jako prorok mógł tylko wzywać do nawrócenia i zapowiadać chrzest w Duchu Świętym. Tylko sam Bóg może człowieka wewnętrznie przemienić, odnowić i uleczyć. W chwili naszego chrztu spełniła się zapowiedź św. Jana. Zostaliśmy ochrzczeni przez samego Jezusa, który działa w Kościele. Zostaliśmy zanurzeni w Bożej miłości, w miłości Ojca, Syna i Ducha Świętego. Nasze dusze zostały zaszczepione przeciwko grzechowi i śmierci. Owszem, nadal jesteśmy podatni na grzech i śmierć, ale moce zła nie mogą nas pokonać, możemy z Jezusem przetrwać wszystko.
2. Dlaczego Pan Jezus decyduje się na chrzest w Jordanie? Chce wypełnić Janowy znak nową treścią. Inauguruje w ten sposób także swoją misję. A cel tej misji ujawnia się podczas Jego chrztu w postaci trzech darów, które stają się także naszym udziałem podczas chrztu. Otwarte niebo. To pierwszy dar przyniesiony przez Zbawiciela, który otrzymujemy w tym sakramencie. Nad naszym życiem otwiera się niebo. Ukazany zostaje cel życia. Drugi dar – Duch Święty, który namaszcza Jezusa, namaszcza także nas w chwili chrztu. Trzeci dar – Bóg mówi do mnie: „Jesteś moim dzieckiem”. Oczywiście Jezus jest Synem Ojca w sposób absolutnie wyjątkowy i niepowtarzalny. Ale misja Jezusa polega właśnie na tym, że dzięki Jego łasce stajemy się przybranymi synami i córkami Najwyższego, który w nas znajduje upodobanie.
3. Modne stało się ostatnio wypisywanie się z Kościoła. Tojakiś rodzaj manifestacji niewiary lub wręcz niechęci do katolicyzmu. Można oczywiście zadeklarować taką postawę przez wpis w księdze chrztów, ale w istocie nie ma to większego znaczenia. Z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli ktoś nie wierzy, to po prostu przestaje chodzić do kościoła, przestaje się modlić, żyje jako ateista albo wyznawca innej religii. Jeśli ktoś popełni np. cudzołóstwo lub inny grzech ciężki, przez który traci łaskę uświęcającą, nie musi tego zgłaszać w kancelarii parafialnej i wpisywać do księgi chrztów. Z punktu widzenia wiary formalizowanie odejścia ze wspólnoty wiary nie ma większego sensu. Po drugie, ważniejsze, w gruncie rzeczy chrztu udziela Jezus. A On nie wycofa nigdy swojej miłości. Niebo pozostanie nadal otwarte, namaszczenia Duchem Świętym też nie da się wymazać. Apostata, jak każdy inny grzesznik, pozostaje synem lub córką Boga. Marnotrawnym, owszem, ale dzieckiem Bożym. Człowiek może się wyrzec Boga (na wiele sposobów), ale Bóg się człowieka nie wyrzeknie. Będzie czekał na powrót swojego dziecka. Bóg jest wierny. I w tym nasza nadzieja.