Nawet jeśli mamy dużo, nasze serce bywa nienasycone. Chce wciąż więcej i więcej. Na szczęście dla nas, Pan Bóg potrafi sobie z tym poradzić. Jak?
Nawet jeśli mamy dużo, nasze serce bywa nienasycone. Chce wciąż więcej i więcej. Na szczęście dla nas, Pan Bóg potrafi sobie z tym poradzić. Jak? A ot, choćby tak, jak w przypadku dzisiejszego świętego, Tomasza Becketa, syna zamożnego normandzkiego kupca, zamieszkałego w Londynie. W XII wieku dla wielu był to szczyt marzeń, ale serce Tomasza wyrywało się do czegoś więcej niż ojcowskie kupiectwo. Jednak żeby po to sięgnąć niezbędne było wykształcenie i znajomości. Nasz dzisiejszy święty zaczął od nauki, pobieranej za granicą. Potem była praca w sprawującym kontrolę nad całym handlem, skarbowym urzędzie Londynu. Dalej posada na dworze prymasa Anglii i wreszcie to, o co Tomaszowi Becketowi chodziło od samego początku. Nasz patron zostaje zauważony przez samego króla. A łaskawe spojrzenie władcy zapewnia mu godność lorda kanclerza, czyli wpływy w królestwie i majątek. Ten sam król popiera także kandydaturę Tomasza Becketa na prymasa Anglii, słusznie mniemając, że za taki awans Tomasz stosownie mu się odwdzięczy. I dokładnie w tym momencie kończy się owo konsekwentne wspinanie naszego dzisiejszego patrona po kolejnych szczeblach drabiny społecznej pozycji. Czy tylko dlatego, że w wieku 44 lat osiągnął już jej szczyt? Niezupełnie. Oto bowiem Pan Bóg pozwala mu po prostu po raz pierwszy doświadczyć ciężaru odpowiedzialności, jaki wziął na swoje barki wraz ze społecznym awansem. A nie jest to już tylko odpowiedzialność w świetle prawa stanowionego przez ludzi, bo Tomasz Becket by pełnić posługę prymasa Anglii, musi przyjąć po kolei wszystkie stopnie święceń w Kościele. „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” ostrzega Jezus w Ewangelii św. Łukasza i nie są to słowa bez pokrycia. Ich ciężar dosłownie przygniata dzisiejszego patrona, gdy zasiada po raz pierwszy na tronie prymasa Anglii. Odtąd pod szatami symbolizującymi sprawowaną przez niego godność, ukrywać się będzie pokutna włosienica, a kuluarowe rozgrywki zastąpi intensywna modlitwa. Z tej modlitwy wezmą się zarówno pełnione odtąd uczynki miłosierdzia, jak również siła do tego, by stać na straży Kościoła, nawet wbrew wyraźnej woli króla Anglii. A sprzeciw ten ma zawsze swoją cenę, o czym Tomasz Becket, biskup i prymas Anglii, wie doskonale. Ginie po 8 latach posługi zasieczony przy ołtarzu katedry w Canterbury przez rycerzy Henryka II. Jest 29 grudnia 1170 roku, gdy osiąga najwyższą możliwą godność – oddaje swoje życie za wierność Chrystusowi.