Zanim przyjął chrzest w wieku 50 lat, dzisiejszy patron nosił w języku Azteków imię "Mówiący Orzeł", był żonaty, ale bezdzietny i całe życie ciężko pracował na roli oraz przy wyrabianiu mat.
Zanim przyjął chrzest w wieku 50 lat, dzisiejszy patron nosił w języku Azteków imię "Mówiący Orzeł", był żonaty, ale bezdzietny i całe życie ciężko pracował na roli oraz przy wyrabianiu mat. Czy mógł liczyć na poprawę swojego bytu? Nie. Ale akurat wtedy do Nowej Hiszpanii, czyli dzisiejszego Meksyku, przybiły okręty z konkwistadorami, a wraz z nimi na ląd zeszło również 12 franciszkanów. I tak oto w roku 1524 "Mówiący Orzeł" staje się Juanem Diego i gorliwym chrześcijaninem. Gorliwym, bo Chrystus daje mu nadzieję, na którą nie mógł liczyć w krwawej religii wyznawanej przez przodków i państwie Azteków. Ta gorliwość ma zresztą swój konkretny, mierzalny – jeżeli można tak powiedzieć - wymiar i konsekwencję. Oto bowiem Juan w każdą sobotę i niedzielę przemierza pieszo kilkanaście mil ze swojej wioski do kościoła, by uczestniczyć we Mszy św. i katechizacji. I to podczas jednej z takich wypraw, w sobotni poranek 9 grudnia 1531 roku, na wzgórzu Tepeyac objawia mu się niewiasta o rysach i w stroju kobiety meksykańskiej. Tajemnicza "Śliczna Pani", jak ją nazywa Juan, oznajmia mu, że jest "Maryją Dziewicą Matką Boga" i poleca, aby w tym miejscu powstała świątynia ku czci Jej Syna. Mocno tym spotkaniem dotknięty Indianin zwierza się franciszkanom i trafia przed oblicze biskupa Meksyku. Juan de Zumárraga nie traktuje jednak opowieści Juana poważnie i żąda dowodu prawdziwości jego słów. Nasz dzisiejszy patron za długo żyje na tym świecie, by nie wiedzieć, co to oznacza. Wraca więc do domu i swoich zajęć. Kiedy jednak ponownie ma iść do kościoła wybiera inną drogą, by tylko ominąć "Śliczną Panią". Jak więc jest zaskoczony, gdy to Ona zastępuje mu drogę i sama daje dowód prawdziwości objawień dla biskupa – to naręcze kastylijskich róż, których próżno szukać w Meksyku. Juan zanosi je zawinięte w płaszcz, na którym po rozłożeniu go przed hierarchą widnieje także cudownie odwzorowany wizerunek tej kobiety. Dzisiaj czcimy ją jako Matkę Bożą z Guadalupe, a kaplica, która powstała na wskazanym przez Nią miejscu, rozrosła się do największego na świecie maryjnego sanktuarium. A co się stało z Juanem Diego? Do końca życia mieszkał tuż obok kaplicy, opowiadając przybywającym do sanktuarium pielgrzymom o swoim spotkaniu z Matką Bożą. Spotkaniu, które stało się pierwszym objawieniem maryjnym oficjalnie uznanym przez Kościół. Tak jak i sam Juan Diego stał się pierwszym Indianinem włączonym do grona świętych.