Jeżeli czyjeś imię znaczy tyle co święty, to właściwie droga jego powołania jest jasno wytyczona.
Jeżeli czyjeś imię znaczy tyle co święty, to właściwie droga jego powołania jest jasno wytyczona. Wystarczy tylko, że z niej nie zejdzie, choć najpierw musi na nią wejść. I tak właśnie było z Ambrożym – zanim został świętym biskupem Mediolanu i doktorem Kościoła, wcześniej musiał odkryć do czego wzywa go Bóg. Oczywiście oprócz imieinia pewną podpowiedzią było zdarzenie, które miało miejsce przy jego narodzeniu – na jego ustach siadł bowiem rój pszczół, zupełnie jakby chciał zebrać z nich miód – ale dorastający Ambroży z czasem o nim zapomniał. Zdobył za to świetne wykształcenie, założył własną szkołę, a nawet został namiestnikiem rzymskiej prowincji ze stolicą w Mediolanie. Zarządzał nią zresztą świetnie, aż do momentu rozruchów, które wybuchły po śmierci tamtejszego biskupa. I kiedy Ambroży zjawił się w świątyni, by spór ten załagodzić, został wybrany nowym hierarchą Mediolanu, a nie był nawet ochrzczony, bo ówczesnym zwyczajem przeciągał przyjęcie tego sakramentu aż do późnej dorosłości. W pierwszym odruchu spanikował i uciekł z miasta, ale koń nocą zaprowadził go z powrotem do bram i dopiero wtedy Ambroży postanowił zrealizować to, co wprost zapowiadało jego imię. Miał 33 lata, gdy przyjął chrzest, bierzmowanie, święcenia kapłańskie i sakrę biskupią i stał się odtąd tym, kim miał być – znakiem oddzielenia. Bo święty to w języku hebrajskim ktoś oddzielony od grzechu, ale też oddzielony, by być na Bożą wyłączność. I choć tego nie planował, już pierwsza swoją mową skierowaną do diecezjan, biskup Ambroży urzeczywistnił znak, który miał miejsce przy jego urodzeniu – jego słowa okazały się słodkie jak miód i jak miód pożywne, a ludzie niczym pszczoły garnęli się, by nimi się karmić. Kiedy Ambroży uświadomił sobie, że jego życie zatoczyło właśnie koło, że niejako rozpoczęło się w tym momencie na nowo, właśnie głoszenie słowa Bożego przy każdej okazji i nauczanie ludu uznał za swój podstawowy pasterski obowiązek. Będzie to odtąd czynił z ambony, ale też w pismach i listach. Bożym słowem będzie upominał samego cesarza, gdy ten dopuści się zbrodni, ale też jego moc sprawi, że nawróci się św. Augustyn. Dzięki dzisiejszemu patronowi słowo Boże nabierze niezwykłego piękna w liturgii, ale okaże się też ostre niczym miecz obosieczny w walce z herezjami. I słowo to odniesie zwycięstwo, gdy wobec jego wielkości, sam cesarz rzymski zrzeknie się tytułu i stroju arcykapłana. Kiedy więc Ambroży żegnał ziemię dla nieba w roku 397, śmiało mógł powiedzieć, że uczynił to, co zapowiadało jego imię – stał się święty.