Dziecko spotyka na swojej drodze kapłana, co następuje dalej? W świetle doniesień mediów dalej zdarzyć się mogą rzeczy straszne i to one zdominowały ostatnio naszą wyobraźnię.
Dziecko spotyka na swojej drodze kapłana, co następuje dalej? W świetle doniesień mediów dalej zdarzyć się mogą rzeczy straszne i to one zdominowały ostatnio naszą wyobraźnię. Ale warto pamiętać, że to wyjątki, a nie reguła. Tak samo zresztą jak wyjątkowe – i to w najlepszym tego słowa znaczeniu – było spotkanie naszego dzisiejszego patrona, liczącego sobie wtedy zaledwie 5 lat, z ks. Janem Bosko. Ks. Jan, który jeszcze wtedy nie był tym słynnym świętym kapłanem od salezjanów, po prostu zabrał na wyprawę swoich podopiecznych z oratorium. Wybór padł na miejscowość Lu Monferrato, gdzie mieszkał wtedy mały Filip. Wycieczka zjawiła się tam i poszła dalej, ale postać, głos i spojrzenie jej przewodnika utkwiła w pamięci malca na długo. Kiedy więc jako dziesięciolatek rozpoczynał naukę w gimnazjum salezjanów w Mirabello, bez trudu rozpoznał w jednym z nauczycieli ks. Jana Bosko. Rozpoznał i ucieszył się, a następnie przestraszył. Bo szybko do niego dotarło, że to spotkanie nie jest przypadkowe, że Bóg wzywa go do czegoś dużo większego niż ciężka praca na roli przy boku rodziców. Ponieważ jednak strach przed tym, co nieznane był większy niż wszystko inne, Filip opuszcza gimnazjum, wraca do domu i pomaga na gospodarstwie. Mijają lata, ale on nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca. Z każdym tygodniem, miesiącem i rokiem toczy bowiem wewnętrzną walkę ze swoim powołaniem. Na szczęście nie jest w niej osamotniony - ks. Jan prowadzi bowiem ze swoim byłym uczniem korespondencję, katechizuje, tłumaczy. W końcu po 10 latach przekonuje go do tego, by Filip wstąpił do salezjańskiego zakładu dla spóźnionych powołań. Tam dopiero odzyskuje spokój, składa profesję zakonną, przyjmuje kapłańskie święcenia. Za radą św. Jana Bosko nie przerywa jednak kształcenia, by sam mógł wkrótce stać się nauczycielem dla innych, a po latach także generałem Towarzystwa Salezjańskiego. Jeżeli kiedyś praca na roli wydawała mu się ciężka, to dopiero teraz na jego barki spadło wielokrotnie trudniejsze zadanie. Podołał mu jednak, bo właśnie to powołanie zobaczył ks. Bosko w tamtym pięciolatku z miejscowości Lu Monferrato. Bł. Filip Rinaldi podwoił zatem liczebnie zgromadzenie salezjanów, wysłał misjonarzy na krańce świata, wizytował placówki, organizował konferencje. Zmarł licząc sobie 75 lat - 5 grudnia 1931 roku.