Co można powiedzieć o zjawisku "wypisywania się" z Kościoła? Jedno jest pewne, w ostatnich tygodniach liczba takich przypadków wzrosła.
Fakt ten sygnalizują księża w parafiach, ale także liczba zgłoszeń do kurii biskupiej mówi sama za siebie. W tym roku takich zgłoszeń było już 66. Jak się dowiedzieliśmy, wraz z protestami po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w kwestii aborcji, ilość takich spraw wzrosła - z kilku w miesiącu do nawet kilku dziennie.
Dlaczego przypadki takie zgłaszane są do kurii? Taka jest procedura. Proboszcz, do którego zgłosi się osoba z podpisanym aktem woli o wystąpieniu z Kościoła, przesyła to zgłoszenie do kurii i dopiero ta zleca wpisanie odpowiedniej adnotacji do Księgi Chrztów.
- W poprzednich dwóch latach takie przypadki zdarzały się sporadycznie. Co kwartał ktoś zgłaszał się po informację, albo przynosił już dokument oświadczenia woli. Natomiast w ostatnich 5-6 tygodniach tych przypadków miałem już 5 i 3 są zapowiedziane - przyznaje ks. Henryk Romanik, proboszcz parafii katedralnej w Koszalinie.
Jak mówi koszaliński duszpasterz, jego doświadczenie pokazuje, że w sprawie apostazji zgłaszają się osoby na pograniczu praktykowania albo już od dzieciństwa żyjące poza sakramentami. - Nie miałem w zasadzie sytuacji, która by oznaczała nagłe załamanie wiary. Owszem, nastroje społeczne, z którymi mamy do czynienia ostatnio, pomagają niektórym sformalizować stan już istniejący - mówi ks. Romanik.
Podobną obserwacją dzielą się inni proboszczowie. - "Ja tu nigdy nie byłem i nigdy nie będę. Jestem tu pierwszy i ostatni raz. Nie chcę, żeby za mną ktokolwiek chodził" - cytuje zdanie jednej z takich osób ks. Ryszard Ryngwelski z Piły.
Ks. Arkadiusz Sojka, redemptorysta, proboszcz parafii w Szczecinku podaje, że przez ostatnie 10 lat miał 13 takich spraw. Na fali demonstracji po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego zgłosiły się jak dotąd 2 osoby. - Byli to ludzie, którzy od lat nie mieli nic wspólnego z Kościołem - przyznaje duszpasterz.
Również osoby, które dzwonią do kurii biskupiej, aby dowiedzieć się, na jakim etapie jest ich sprawa, bardzo często nie są w stanie określić swojej przynależności do parafii, czy diecezji, co może świadczyć o ich nikłym kontakcie z Kościołem.
Swoją ogólną obserwacją na temat zjawiska dzieli się ks. Henryk Romanik: - Wydaje mi się, że pomiędzy tymi, którzy są w Kościele, a zdeklarowanymi apostatami, jest nieopisana przestrzeń ludzi niewierzących - czasami praktykujących, a czasami nie - którzy mają ogromne pretensje do Kościoła, także jeśli chodzi o dyscyplinę moralną, co jest też skutkiem jakiegoś wirtualnego życia społecznego. Nie mamy z nimi żadnego kontaktu. Jest więc jakimś dobrem rozmowa z apostatą. Bo nie mam pojęcia, co dzieje się w tych domach, które nie przyjmują po kolędzie, w których mieszkają ci, którzy nie przychodzą do kościoła.
Koszaliński duszpasterz wskazuje, że wielu ludzi jest już nieformalnymi apostatami, którzy nie potrzebują dokumentu na potwierdzenie tego stanu. Dlatego fakt zgłoszenia się do parafii w tej sprawie może być paradoksalnie zjawiskiem pozytywnym, ponieważ stwarza możliwość kontaktu - mimo całego swojego dramatyzmu i poczucia porażki ze strony Kościoła, o której mówi ks. Ryszard Ryngwelski z Piły.
- W morzu anonimowości spotykam się z człowiekiem, który ma problemy. On je jakoś przedstawia. Natomiast większość nieobecnych jest anonimowa. Nie mamy z nimi żadnego kontaktu - powtarza ks. Romanik
Czy większa liczba apostazji to stały trend? Będzie to można stwierdzić najwcześniej po kilku miesiącach.
Szerszy materiał na ten temat w 51. numerze "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego", który ukaże się 20 grudnia.