Dzisiejszy patron, umarł 1300 lat temu w dalekim Konstantynopolu – czy jest wobec tego sens mówić o nim dzisiaj?
Dzisiejszy patron, umarł 1300 lat temu w dalekim Konstantynopolu – czy jest wobec tego sens mówić o nim dzisiaj? O tak, wszak to męczennik za wiarę, wzorowy przykład nie mieszania tego, co Boże z tym, co cesarskie. Oto bowiem św. Stefan Młodszy, zakonnik i przeor wspólnoty mnichów na górze św. Auksencjusza niedaleko Nikomedii, w sporze o cześć oddawaną świętym obrazom opowiedział się po stronie Bożego Syna, a nie cesarza. To chyba oczywiste, powiecie pewnie państwo. Dlatego, żeby całą rzecz skomplikować dodam, że cesarz o którym mowa, Leon III Izauryjczyk, a następnie jego syn Konstantyn V Kopronim, także wierzyli w Jezusa Chrystusa, a co więcej znowelizowali nawet prawo Cesarstwa Wschodniego, by bardziej w duchu odpowiadało chrześcijaństwu. Jak więc św. Stefan Młodszy, przeor, mógł wejść z nimi w konflikt? Gdzie ten dylemat, czy być wiernym Bogu czy prawowitej władzy? Otóż jako się rzekło, sprawa dotyczyła obrazów. Wychowany na terenach zdominowanych przez Arabów przyszły cesarz miał bowiem od dziecka wpojony zakaz przestawiania wizerunku Boga. Ten zakaz doskonale mu zresztą współgrał z nakazem z Księgi Wyjścia: „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko (...) nie będziesz im oddawał pokłonu i nie będziesz im służył, bo Ja, Pan Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym”. Gdy więc cesarz Leon zdobył pełnię władzy w Bizancjum - a słowo zdobył jest tu a propos, bo był synem chłopa, który miał w życiu dużo szczęścia i smykałkę do wojaczki – to na fali owych militarnych sukcesów, postanowił także swoją duchowość podnieść do rangi normy obowiązującej w całym imperium. Zdjął zatem wizerunek Chrystusa umieszczony ponad wejściem do pałacu cesarskiego, i zastąpił go prostym krzyżem. Gdyby zatrzymał się na tym działaniu, wojny o obrazy święte nie byłoby wcale, ale nowy władca poszedł dalej i wymógł na poddanych, by uczynili to samo. A żeby nikt nie miał wątpliwości, co do ważności tego nakazu, syn cesarza Leona w roku 754 zwołał sobór w Hierei, gdzie ikonoklazm, czyli odrzucenie kultu obrazów, włączono do oficjalnej doktryny chrześcijaństwa. Kłopot tylko w tym, że oprócz Starego jest także i Nowy Testament, gdzie wyraźnie czytamy: „On [to jest Chrystus] jest obrazem (eikon) Boga niewidzialnego”. Dlatego, gdy w czerwcu 762 roku zażądano od dzisiejszego patrona, św. Stefana Młodszego, przeora na górze św. Auksencjusza, podpisania dokumentów owego nielegalnego synodu z Hierei, potępiającego oddawanie czci obrazom, to ten odmówił. I tak najpierw stał się więźniem w swoim klasztorze, a potem na jednej z wysepek na Morzu Marmara. Po około dwóch latach zesłania został w końcu wezwany przed oblicze cesarza. Jednak gdy św. Stefan Młodszy nadal upierał się przy tym, że wola władcy nie może zmieniać Pisma Świętego, wtrącono go do więzienia w Konstantynopolu, gdzie z tych samych powodów przebywało już 300 innych mnichów. Spędził tam w sumie 11 miesięcy. Zmarł 28 listopada roku 764 dotkliwie pobity przez zwolenników nieomylności cesarza w każdej sprawie. Czyż to nie brzmi aktualnie?