Zmarła 13 listopada wybitna aktorka krakowska, przyjaciółka gimnazjalna Karola Wojtyły, zapisała się w pamięci wielu osób, które zetknęły się z nią w okresie jej długiego, prawie stuletniego życia.
Są wśród nich m.in. aktorzy, pieśniarze, znawcy teatru, wydawcy. Niektórzy podzielili się wspomnieniami z Czytelnikami "Gościa Krakowskiego".
Dariusz Domański, znawca teatru, autor licznych publikacji o aktorach
- Do setki zabrakło jej niecałe pół roku życia. Dołączyła do niebiańskiego zastępu "Rapsodyków" - Danuty Michałowskiej, Tadeusza Malaka, Jana Adamskiego, Tadeusza Szybowskiego, no i przede wszystkim Karola Wojtyły oraz Mieczysława Kotlarczyka, twórcy Teatru Rapsodycznego. Była aktorką słowa, tej wielkiej poezji Mickiewicza, Norwida, Słowackiego, ale była też na scenach krakowskich aktorką w spektaklach utworów Becketta i Czechowa, uczyła piosenki kilka pokoleń polskich aktorów. Dostarczała wielu wzruszeń artystycznych. Znający ją dobrze dziennikarz Władysław Cybulski nazwał ją dlatego "kupcową wrażeń". W 1975 r. przyszła wraz z reżyserem Konradem Swinarskim do kard. Wojtyły z prośbą o zezwolenie na próbę "Dziadów" Mickiewicza w krakowskim kościele dominikanów, przed wyjazdem Teatru Starego do Londynu. "W olbrzymim pokoju przeznaczonym na wizyty stał bardzo długi, owalny stół. Z jednej strony usiadł największy polski ksiądz, z drugiej największy polski reżyser" - wspominała w moim albumie o Starym Teatrze tę mało znaną historię. Swinarski i kard. Wojtyła rozmawiali wtedy m.in. długo o romantyzmie polskim i mesjanizmie. W latach 2006-2008 miałem zaszczyt prowadzić spotkania z jej udziałem, w trakcie których prezentowała swój monodram o K. Wojtyle, oparty na jej książce "Wielki kolega".
Leszek Długosz, poeta, pieśniarz
Przez jeden semestr w Szkole Teatralnej w Krakowie miałem z nią od jesieni 1965 r. zajęcia z tzw. piosenki. Byłem wówczas na jednym roku m.in. z Wojtkiem Pszoniakiem, Olgierdem Łukaszewiczem i Krzyśkiem Jasińskim. Mną się niewiele zajmowała, traktując mnie jako artystę uformowanego. Byłem już po występach w kabarecie Hefajstos, zacząłem występować w Piwnicy pod Baranami. Pamiętam jakieś jej uwagi co do wydobywania sensu tekstu. Zapamiętałem ją jako panią o doskonałej prezencji, miłą, powściągliwą, elegancką, nawet - rzec można - wytworną.
Izabela Drobotowicz-Orkisz, aktorka, szefowa teatru Hagiograf
Bóg wybrał na jej odejście listopad, czas różnych ważnych rocznic, w tym premiery "Króla-Ducha" Słowackiego w Teatrze Rapsodycznym. W końcówce lat 70. w PWST uczyłam się u pani profesor interpretacji piosenki aktorskiej. Zajęcia były interesujące i rozwijające. Fascynowało mnie budowanie tego kilkuminutowego zadania jako minimonodramu. Zapewne przydało mi się w moim życiu zawodowym. Wiadomo, że Halina Królikiewiczówna była koleżanką szkolną i sceniczną Karola Wojtyły. Była świadkiem jego drogi, od dzieciństwa, przez młodość - koleżeństwo w Teatrze Rapsodycznym. Widziała i opisała w swoich książkach ten niezwykły przełom w duszy 20-letniego, wybitnie zdolnego aktora, który zaprowadził go jako papieża na scenę świata. Zaimponowała wszystkim po raz kolejny, kiedy u schyłku życia jeździła z monodramem na podstawie swojej książki o "Wielkim koledze". Odeszli niedawno ostatni z tej wadowickiej klasy - Eugeniusz Mróz i ona. Sama wszechstronnie zdolna, w różnorodnych rolach i poza sceną była fascynującą osobą. Usłyszane niegdyś z jej ust słowa uznania dla działań teatru Hagiograf, który utworzyłam i prowadzę, idąc śladami "Rapsodyków", są dla mnie cenne niczym order.
Jacek Maria Stroka, wydawca, dziennikarz, szef Oficyny Wydawniczej "Kwadrat"
Nasza przygoda wydawnicza zaczęła się ok. 2001 r., od spotkania w Bielsku-Białej. Zaprosiłem ją tam na spotkanie z mieszkańcami, gdzie miała opowiedzieć o swoim życiu i recytować poezję. Po drodze opowiadała mi barwnie o swoich spotkaniach i przeżyciach. Zapytałem, dlaczego tego nie spisze z myślą o druku. "A kto by mi to wydał?" - machnęła ręką. "Ja" - odpowiedziałem krótko. Wydałem potem jej 4 książki wspomnieniowe: "Porachunki z pamięcią" (2002), "Wielki kolega" (2003), "Boyowym szlakiem, czyli a to ci kabaret" (2004, napisana wespół z Brunonem Miecugowem) i "Nie ma takiej świętej" (2011). Mają wysmakowaną szatę graficzną projektu prof. Władysława Pluty. Tekstowi pani profesor towarzyszą zdjęcia, często unikatowe, przedstawiające jej spotkania z Karolem Wojtyłą, sceny ze spektakli teatralnych oraz z życia prywatnego. Ich autorami są m.in. Paweł Bielec, Tadeusz Kwiatkowski - mąż autorki, Wojciech Plewiński, Adam Drozdowski, Stanisław Markowski. Największy rezonans miała książka "Wielki kolega", opowiadająca o K. Wojtyle. Ukazały się do tej pory 4 wydania. Jej prezentacje odbywały się nie tylko w Polsce, ale i za granicą, m.in. w Stanach Zjednoczonych. W 2016 r., staraniem Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II i naszej oficyny, ukazał się włoski przekład tej książki pt. "Un grande amico" w tłumaczeniu Marty Burghardt. Pani profesor pisała swoje wspomnienia ręcznie. Miała znakomitą pamięć, wytrenowaną przez wiele lat pracy aktorskiej. Współpraca z nią przy tworzeniu książek nie zawsze była łatwa, niemniej ostateczny rezultat był bardzo dobry. Tytuł ostatniej książki - "Nie ma takiej świętej" - zaczerpnięto ze wspomnień pani profesor. Mało kto bowiem wie, że w metryce chrztu i w dokumentach oficjalnych jako jej imię figuruje Helena. Zamierzano przy chrzcie nadać jej imię ciotki, siostry mamy, ale ksiądz uznał, że nie ma takiej świętej, więc Halina stała się oficjalnie Heleną, choć przy wszystkich okazjach rodzinnych i artystycznych używała pierwotnego imienia.
* * *
Przy okazji wydania jej "Porachunków z pamięcią" zebrano opinie o autorce. Wspominali m.in. reżyserzy teatralni. "W Krakowie wszyscy stają się artystami. Nie mogą inaczej. Halina Kwiatkowska brała udział - zapewne nie przez przypadek - w najistotniejszych wydarzeniach Starego Teatru" - przypomniał Jerzy Jarocki. "Chodziliśmy do teatru na Kwiatkowską i za każdym razem przeżywaliśmy niespodziankę, jaką nam gotowała swoim aktorstwem" - dodał Krystian Lupa.
Wracając do dawnych lat, wspominała ją także Danuta Michałowska. "W zespole Teatru Rapsodycznego było nas trzy: demoniczna Krystyna Dębska i my dwie - Halina i ja - dramatyczno-liryczne" - przypomniała znakomita aktorka.
Nie zapominali o niej również jej uczniowie, z czasem wybitni aktorzy. "Od początku byłem pod wrażeniem jej wielkiego uroku" - stwierdził Wojciech Pszoniak. "To, co mnie fascynuje, to klasa tej kobiety" - dodał Jerzy Stuhr. Jeszcze inaczej zapamiętał ją Jerzy Trela. "W szkole Halina nigdy nie tworzyła niezdrowego dystansu między uczniem a nauczycielem. Jak trzeba było, to przychodziliśmy do niej do domu i tam ćwiczyliśmy, a czasem i jeść dała, jak przyszliśmy głodni" - wspominał aktor.
Czytaj także: