Radosne świętowanie rocznicy odzyskania niepodległości zakłóciły chuligańskie wybryki i starcia z policją.
Kilkadziesiąt tysięcy osób z całej Polski wzięło udział w Marszu Niepodległości, który ze względów zagrożeń pandemicznych miał się odbyć w centrum Warszawy w wersji zmotoryzowanej. Wbrew wezwaniom organizatorów, oprócz przystrojonych flagami samochodów i motocykli, przy rondzie Dmowskiego zgromadziło się jednak, jak co roku, wiele osób z flagami w dłoniach i pieszo. Tłum ruszył w kierunku Stadionu Narodowego tuż po przemówieniach liderów organizacji narodowych. Przez cały czas policja apelowała o rozejście się, przypominając, że jest to nielegalne zgromadzenie i że nie odpowiada za zniszczenia materialne.
- Rząd PiS stworzył republikę kolesi. Nie chcemy tego chaosu - mówił z platformy prezes Ruchu Narodowego poseł Robert Winnicki, domagając się odwrotu od zamykania gospodarki w dobie pandemii. Zaapelował też o suwerenność i odwagę w myśleniu przedstawicieli Kościoła. - Staliśmy przed kościołami, ale nie będziemy bronili pałaców i plebanii gorszycieli. Kościół musi się oczyścić w ogniu prawdy i sprawiedliwości. Jeśli [gorszyciele] sami nie odejdą, to nie lewica będzie ich usuwać, ale to my powiemy: "won" - krzyczał ze sceny. Zaapelował też do młodych, by nie ulegali ułudzie wolności proponowanej przez środowiska lewicowe. - Macie pić, ćpać, palić, uprawiać seks? Jaka to wolność? Wzywam młodych do prawdziwego buntu w imię odpowiedzialności. Zbuntujcie się przeciwko idiotom z Instagrama. Dziś obliczem buntu musi być patriotyzm, tradycja i tożsamość - mówił, nawołując do zerwania z multikulturalizmem Zachodu, który "prowadzi do kulturowego zdziczenia i spustoszenia".