Jeśli odwiedzisz tę najstarszą na Śląsku byłą więźniarkę polityczną, nie mów, że ma 107 lat. Narażasz się na ripostę: – Nie mam jeszcze 107, mam cały czas 106 lat. Proszę mnie nie postarzać! – Przypominamy nasz tekst z 2014 r. o Anieli Szlosarek z Rybnika, świadku odrodzenia Polski po I wojnie światowej.
Edmund, pracujący po wojnie jako zastępca głównego księgowego w Rybnickim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego, zmarł w 1974 roku. Aniela od 40 lat jest wdową. Ma córkę i jednego wnuka Piotra.
W latach 80. XX wieku jeździła do krewnych w Niemczech Zachodnich, ale wszystkie propozycje pozostania tam kategorycznie odrzucała. I to pomimo że włada pięknym, literackim niemieckim. Nie ma też do Niemców żadnych uprzedzeń ani żalu za to, że 73 lata temu ich rodacy wtrącili ją do więzienia. Tylko raz, kiedy na granicy wschodnich Niemiec nieuprzejmie ich potraktowali enerdowscy celnicy, którzy następnie zabrali się za sprawdzanie lusterkiem podwozia ich poloneza, wyraźnie przestraszyła się ich zachowania. A później szepnęła córce: „Wiesz, to są takie prawdziwe szupoki”. „Szupokami” Ślązacy nazywali w czasie wojny funkcjonariuszy niemieckiej policji Schupo (Schutzpolizei).
Dziś spędza w swoim rybnickim domu dni, w których jest miejsce i na Różaniec, i na oglądanie Teleexpressu i Panoramy, bo wciąż bardzo interesuje się światem. Tyle że ogląda ze słuchawkami na uszach, żeby dobrze słyszeć. Prosi czasem, żeby pokazać jej coś w komputerze. Codziennie wypija dwie kawy i... mały koniaczek, zgodnie z tym, co doradził jej lekarz, kiedy była po dziewięćdziesiątce. Sama chodzi po mieszkaniu, wytrwale posuwając się z balkonikiem. – W życiu trzeba wszystko robić z umiarem – powtarza.
W czasie rozmowy z nami była bardzo pogodna i życzliwa. Na ekranie aparatu fotograficznego pokazaliśmy jej zdjęcie, które chwilę wcześniej jej zrobiliśmy. Aniela bardzo uważnie się tej swojej fotografii przyjrzała, a potem skomentowała z drgającym w kącikach ust szelmowskim uśmiechem: – Staro.