My wspieraliśmy ciebie, ale to ty okazałeś się oparciem dla Kościoła – powiedział Papież, przyjmując na audiencji o. Maccalliego, włoskiego misjonarza, który spędził dwa lata w niewoli, uwięziony na Saharze przez dżihadystów.
Od niespełna miesiąca przebywa we Włoszech. Po odbyciu kwarantanny został zaproszony do Watykanu. Dziś był w papieskiej rozgłośni, której programów słuchał na falach krótkich na pustyni, a wczoraj został przyjęty przez Papieża.
Na powitanie Franciszek ucałował ręce uwolnionego misjonarza. Z wielką uwagą słuchał też opowieści o wiernych, którym posługiwał ks. Pierluigi Maccalli w Nigrze, a którzy teraz od dwóch lat są pozbawieni kapłana. Włoski misjonarz przyznał, że było to bardzo wzruszające spotkanie, podczas którego nie mógł powstrzymać łez.
Łzy były moim chlebem i modlitwą
„Przez wiele długich dni niewoli łzy były moim chlebem i moją modlitwą. Kiedy nie wiedziałem już co powiedzieć, to właśnie moimi łzami zwracałem się do Pana. Wspominałem też wtedy słowa, które przeczytałem w jakiejś opowieści rabinistycznej. Zapewniały one, że Bóg zliczył wszystkie łzy kobiece. Prosiłem Go, aby policzył również moje łzy. Ofiarowałem mu moje łzy w modlitwie, aby nawodnił te zeschłą ziemię naszej misji, a także zeschła ziemię tych serc, które sieją nienawiść, wojnę i przemoc. Na pustyni człowiek odkrywa, co jest tak naprawdę istotne w naszym życiu. Istotna jest woda do picia i pożywienie, choćby było takie samo każdego dnia: cebula, soczewica i sardynki. Człowiek widzi, że to nie wykwintne potrawy są dla nas najważniejsze. Podobnie też jest w życiu. Liczy się to, co jest naprawdę istotne: szalom, przebaczenie, braterstwo. Dlatego jako misjonarz jeszcze bardziej czuję się przynaglany, by być świadkiem pokoju, braterstwa i przebaczenia, teraz i zawsze.“