Dzisiaj bardzo bym chciał zabrać państwa do Algemesi w archidiecezji walenckiej.
Tak wiem, że dzisiaj powinno się trochę czasu poświęcić japońskim męczennikom za wiarę z XVII wieku, albo chociaż św. Kalinikowi, który w wieku VII został z tego samego powodu stracony przez Arabów, którzy wyparli wojska bizantyjskie z Palestyny i Syrii. To są wszystko chwalebne historie, gdzie nie brak odwagi i determinacji. Ja jednak dzisiaj bardzo bym chciał zabrać państwa gdzie indziej. To małe, liczące ledwie 8 tysięcy miasteczko Algemesi w archidiecezji walenckiej, w Hiszpanii. W połowie XIX wieku znajduje się w nim jeden kościół, jeden klasztor dominikański, jeden szpital i jedna zwykła kobieta. Zwykła, a jednak dokonała rzeczy niezwykłych, które stawiają ją w chwale nieba obok wspomnianych na wstępie męczenników za wiarę. Jak się nazywała? Bardzo zwyczajnie, Józefa. To znaczy Maria Józefa, ale szybko wszyscy zaczęli nazywać ją tylko tym drugim imieniem, które dostała po mamie. Być może dlatego, że tak jak ona zajmowała się domem i swoim rodzeństwem, spośród którego była najstarsza? Dziewczynka w wieku 9 lat przystąpiła do Pierwszej Komunii, a nawet przez pewien czas uczęszczała do szkoły dla biednych dzieci, gdzie nauczyła się czytać, pisać i haftować. Gdy jako trzynastolatka straciła mamę – zabrała ją gruźlica – cała rodzina przeprowadziła się do babci, a Józefa była już doskonale przyuczona do pomocy przy domowych obowiązkach. Według zachowanego opisu była średniego wzrostu i budowy. Jej skóra była jasna i delikatna, a twarz owalna, otoczona brązowymi włosami. Jej oczy przykuwały uwagę jako wyjątkowo jasne i głęboko patrzące. Uśmiechała się często, ale nikt nigdy nie widział śmiejącej się jej na głos. Ubierała się skromnie i na ogół w ciemne kolory. Gdy miała 18 lat zrobiła tylko jedną jedyną rzecz, która odbiegała od tej zwyczajności. Oto 4 grudnia 1838 roku, za zgodą proboszcza, który był jej kierownikiem duchowym, przysięgła Bogu wieczne dziewictwo. Po tej religijnej ekstrawagancji jej życie znowu wróciło do ustalonego nurtu. Poświęciła je modlitwie i pracy ewangelizacyjnej w swojej parafii. We własnym domu, gdzie prowadziła pracownię haftu, otworzyła szkołę, w której oprócz szycia uczyła modlitwy i pracy nad cnotami ewangelicznymi. Choć była więc bezdzietna, stała się duchową matką dla wielu dziewcząt z miasteczka, z którymi dzieliła się zdobytą latami mądrością i życiem duchowym. Miała łagodne usposobienie, ale potrafiła również znaleźć w sobie surowość, gdy trzeba było upomnieć podopieczne. Mówiła im: "Niech żadna nie traci ufności na widok swych licznych grzechów; nasza ufność nie opiera się na nas samych, lecz na Bogu i Jego miłości miłosiernej, jaką ma dla nas". Z czasem stała się świecką karmelitanką - wstąpiła do Trzeciego Zakonu. Pod wieloma względami była typową świętą XIX wieku: jej życie było dojmująco monotonne, dokuczało jej słabe zdrowie, choroby znosiła z ogromną cierpliwością. Józefa Naval Girbes zmarła 24 lutego 1893 roku. Została pochowana w swojej parafii, w kościele św. Jakuba w Algemesi, ale jej cichy wysiłek na rzecz mieszkańców tej miejscowości nie poszedł w zapomnienie. 95 lat po jej śmierci św. Jan Paweł II ogłosił ją bowiem błogosławioną.