Nie ma ludzi doskonałych. Ta zasada dotyczy także świętych. Potrafią się mylić, być małostkowi czy zwyczajnie po ludzku nieznośni.
Nie ma ludzi doskonałych. Ta zasada dotyczy także świętych. Potrafią się mylić, być małostkowi czy zwyczajnie po ludzku nieznośni. Taki dzisiejszy patron na ten przykład został opisany tak: "Surowy, poświęcony pracy, pozbawiony poczucia humoru i bezkompromisowy". Zatem po ludzku patrząc św. Karol Boromeusz nie należał do postaci szczególnie lubianych, z którymi chciałoby się spędzać wolny czas. A jednak czas pokazał, że miarą świętości w jego przypadku nie miała być popularność, tylko skuteczność. Żył zaledwie 46 lat, ale zrobił w tym czasie więcej niż wielu innych, żyjących dwa razy dłużej. Oczywiście ktoś może zaraz zaoponować, że jak się człowiek rodzi w jednym z najbogatszych rodów Italii schyłku XVI wieku, to ma w życiu po prostu łatwiej. Że o sprawie papieża Piusa IV nawet tutaj nie wspomnimy - w końcu to przecież ten następca św. Piotra, prywatnie brat mamy św. Karola Boromeusza, sprowadził go do Rzymu i uczynił swoją prawą ręką, kardynałem i metropolitą Mediolanu na długo przed jakimikolwiek święceniami. Zatem istotnie, trudno nie zgodzić się z tymi, którzy naszemu dzisiejszemu patronowi zarzucają karygodną drogę na skróty w życiu. Warto jednak również pamiętać, że sam św. Karol Boromeusz mając świadomość owych forów, postanowił zrobić z nich dobry użytek. Zatem po pierwsze, skoro był bogaty z domu, to przynajmniej nie zmarnował szansy na bardzo dobre wykształcenie, które odebrał. Po drugie, mając nieograniczone środki materialne dzięki powszechnym w owym czasie nadużyciom, wszystkie dochody, które pobierał ze skumulowanych funkcji kościelnych przeznaczał na dzieła charytatywne, samemu żyjąc skromnie, wręcz ascetycznie. Po trzecie, skoro jego własny wuj uczynił go drugim po papieżu człowiekiem w Kościele, to użył owych wpływów do przeprowadzenia gruntownej reformy Kurii Rzymskiej, która nie oszczędzała także i jego samego. Po czwarte, mając przez krótki czas władzę niemal absolutną, z pomocą przyrodzonej mu charyzmy i doświadczenia w zarządzaniu rodzinnym majątkiem, doprowadził do szczęśliwego zakończenia trwającego 18 lat Soboru Trydenckiego. A rzecz była sprawą pierwszej potrzeby w Kościele, bo dyskutowano na nim o wszystkich prawdach wiary, atakowanych przez protestantów, i gruntownie je wyjaśniono. Po piąte w końcu, skoro sam brał udział w sformułowaniu nowego modelu Kościoła, który może sprostać wymogom reformacji, to bezwzględnie zobowiązał się do wprowadzeniu go w życie w swojej mediolańskiej metropolii, która liczyła sobie niemal milion wiernych i trzy tysiące kapłanów. Metropolii, której nie widział dotąd na oczy, bo jej zarządcą był tylko na papierze. Dlatego reformę zaczął od podporządkowania się samemu nowemu prawu. Mawiał: "Dobry przykład oddziałuje lepiej niż tysiąc dobrych rozporządzeń" i z Rzymu udał się tam, gdzie od dawna powinien być. Do końca swojego krótkiego życia św. Karol Boromeusz zdążył założyć w swojej archidiecezji pierwsze seminarium duchowne, przeprowadzić kilkanaście synodów, osobiście udać się do każdej z podległych mu niemal 800 parafii. To dzięki tym wizytacjom mógł mądrze pomagać swoim diecezjanom w czasie kolejnych fal epidemii i klęski nieurodzaju, jakich w owym czasie doświadczali. To prawda, był "surowy, poświęcony pracy, pozbawiony poczucia humoru i bezkompromisowy", ale to była jego droga do nieba, potrzebna Kościołowi pierwszej połowy XVII wieku.