Dzisiejsza patronka to polska zakonnica z przełomu XIX i XX wieku.
Dzisiejsza patronka to polska zakonnica z przełomu XIX i XX wieku. Ale obiecuję, że jest to postać nietuzinkowa i bliska nam niczym Matka, którą zresztą była i to nie tylko dla swoich współsióstr, ale i czwórki dzieci. Miała także 22-letni staż małżeński i pięcioro wnucząt. Czy odwiedzały babcię w klasztorze tego nie wiem – wiem natomiast, że warto poświęcić jej 4 minuty swojego cennego czasu. Celina Rozalia Leonarda, bo takie imiona otrzymała, urodziła się pod koniec października 1833 roku w zamożnej rodzinie ziemiańskiej na Kresach. Już jako młoda dziewczyna odkryła, że jej powołaniem jest życie klasztorne, ale rodzice... cóż rodzice widzieli ją w roli żony. Ponieważ nie wiedziała co zrobić w tej sytuacji poprosiła o radę spowiednika, a ten zasugerował jej pójście za wolą rodziców. I w ten oto sposób 20-letnia Celina stanęła na ślubnym kobiercu z Józefem Borzęckim, właścicielem majątku koło Grodna. Choć początki ich znajomości były raczej mało romantyczne z dzisiejszej perspektywy, to małżonkami byli dobrymi. Na świecie pojawiły się też kolejno Marynia, Kazimierz – oboje zmarli w dziecięctwie – a dalej Celina i Jadwiga. Nasza patronka zajmowała się nie tylko swoim domem, ale też prowadziła działalność charytatywną wśród ludności wiejskiej w swoim majątku, a w 1863 roku wspierała również powstańców. Za ten ostatni uczynek miłosierdzia trafiła do rosyjskiego więzienia w Grodnie, zapisując się na kartach historii, jako ta, która dzieliła celę z najmłodszym więźniem Imperium Rosyjskiego – kilkutygodniową Jadwigą, ponieważ w czasie aresztowania nie miała z kim zostawić noworodka. Gdy wydaje się, że wszystko po tych trudnych doświadczeniach wraca do normy, to roku 1869 roku Józef Borzęcki ulega atakowi paraliżu i traci władzę w nogach. Celina próbuje go ratować wyjeżdżając z nim na leczenie do Wiednia, pielęgnuje męża przez pięć lat, ale niestety jego stan się pogarsza. Na kilka tygodni przed śmiercią Józef dyktuje jeszcze starszej córce wyjątkowy testament, w którym oprócz dyspozycji majątkowych przede wszystkim zaświadcza o miłości, bohaterstwie, odwadze i roztropności swej żony. Po jego śmierci Celina Borzęcka wyjeżdża z córkami do Rzymu. Tam po wielu latach na nowo budzi się w niej powołanie do życia zakonnego. Gdy poznaje generała zmartwychwstańców, ks. Piotra Semenenkę, który staje się jej spowiednikiem i przewodnikiem duchowym, postanawia wraz z córką Jadwigą założyć żeńską gałąź Zgromadzenia Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Chce zgodnie z charyzmatem zmartwychwstańców budować chrześcijański system społeczny oparty na osobistym, wewnętrznym 'powstawaniu z martwych' każdego dnia. I to gdzie? W austriackim zaborze, dokładniej w Kętach. Jakim cudem dzieli te nowe obowiązki z byciem babcią dla swoich pięciorga wnucząt, które dała jej druga z córek, to pozostanie na zawsze tajemnicą. Biorąc jednak pod uwagę, że z braku funduszy alby dla posługujących w jej zgromadzeniu kapłanów uszyła ze swojej sukni ślubnej i balowej, to trzeba oddać jej sprawiedliwość – była niezwykle zaradna. I twarda, bo zniosła także w roku 1906 śmierć Jadwigi, swojej córki i współzałożycielki zgromadzenia, w której widziała swoją następczynię. Przeżyła ją o całe siedem lat, ale spoczęła tuż obok. Celina Borzęcka, błogosławiona Matka. Nie tylko w stosunku do swoich dzieci, ale i zakonnic.