Wobec św. Jana Pawła II, dzisiejszego patrona, jestem bezradny. Cokolwiek zostanie bowiem tutaj o nim powiedziane, będzie jedynie powtórzeniem tego, co wiedzą wszyscy.
Wobec św. Jana Pawła II, dzisiejszego patrona, jestem bezradny. Cokolwiek zostanie bowiem tutaj o nim powiedziane, będzie jedynie powtórzeniem tego, co wiedzą wszyscy. A jeśli nie wszyscy, to spora większość.
Znamy przecież historię jego narodzin, dzieciństwa spędzonego w Wadowicach, śmierci mamy i brata, okupacyjnych doświadczeń w Krakowie oraz teatralnych pasji. Także kolejne lata, gdy zdecydował się poświęcić Bogu jako kapłan, są nam mniej więcej znane. A turystyczne szlaki, które przetarł wtedy z młodymi ludźmi z duszpasterstwa, jesteśmy w stanie wyznaczyć na zawołanie. Nawet ten rym pasuje tutaj jak ulał, żeby dać pretekst do przywołania poematu papieża pod tytułem „Tryptyk rzymski”.
Oczywiście oprócz „Tryptyku” św. Jan Paweł II napisał także wiele innych utworów literackich, prac teologicznych, encyklik, adhortacji, konstytucji oraz listów apostolskich. W ogóle począwszy od 16 października 1978 roku, od około godziny 17.15 gdy w siódmym głosowaniu metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła został wybrany papieżem, rozpoczęła się w Kościele za jego sprawą nowa era.
Oczywiście, że przed dzisiejszym patronem papieże zaczęli rezygnować z niektórych elementów ceremoniału, jednakże dopiero św. Jan Paweł II zniwelował większość barier, przyjmując postawę papieża bliskiego wszystkim ludziom, papieża-apostoła, papieża, realizującego swój pontyfikat na oczach świata. I faktycznie zapatrzyliśmy się w ten nowy styl pełnienia papieskiego urzędu. Ilość kilometrów, które Ojciec święty przebył podczas wszystkich pielgrzymek, przyprawiała o zawrót głowy, równając się czterokrotnej odległości między Ziemią a Księżycem.
W czasie tej długiej podróży papież odwiedził 135 krajów świata, odprawił tysiące Mszy św. z udziałem milionów wiernych i wygłosił setki przemówień. Był dosłownie na wyciągnięcie ręki, co wielokrotnie naraziło go na niebezpieczeństwo.
Gdy zaczął tracić zdrowie nie ukrył się w murach Watykanu. Chorował, niedołężniał i umarł na oczach świata. No i jeszcze jego pogrzeb - 8 kwietnia 2005 roku na placu św. Piotra i w całym Rzymie zbiera się ok. 300 tys. wiernych oraz 200 prezydentów i premierów, a także przedstawiciele wszystkich wyznań świata, w tym duchowni islamscy i żydowscy. A ponieważ począwszy od roku 1978 św. Jan Paweł II był bodaj najczęściej fotografowaną i obserwowaną postacią, więc jego odchodzenie z tego świata na ekranach telewizorów, telebimów i komputerów śledziły setki milionów wiernych i zwykłych ciekawskich. Czy zatem wiemy o nim wszystko?
Nie. I nie zmienią tego żadne sensacyjne odkrycia czy nowe fakty z życia, które już ujrzały i jeszcze ujrzą światło dzienne. Ostatecznie bowiem św. Jan Paweł II, choć żył na oczach wszystkich, pozostanie dla nas tajemnicą. Księgą szczelnie i zdecydowanie zamkniętą ręką Stwórcy, niczym ewangeliarz położony na trumnie papieża-Polaka. I tak być musi, gdyż świętości nie da się ująć w słowach, ani zamknąć w kadrach. Ona nie może być zakładniczką naszej wiedzy. Jeżeli świętość ma bowiem czemuś służyć, to inspiracji. Ma inspirować nas do zaufania Bożej miłości, która w każdym człowieku objawia się na swój własny, indywidualny i ostatecznie niezgłębiony sposób.