Przez długie wieki była jedną z najbardziej rozpoznawalnych świętych w Europie.
Przez długie wieki była jedną z najbardziej rozpoznawalnych świętych w Europie. Moment jej śmierci uwieczniono na setkach obrazów malowanych w różnych epokach historycznych. Jest patronką licznych kościołów i 24 żeńskich zgromadzeń zakonnych, w tym tego najbardziej rozpoznawalnego – założonych w XVI wieku urszulanek. Do tego każdy uczeń szkoły podstawowej zna z lekcji historii i geografii nazwę grupy wysp na Morzu Karaibskim, która wprost nawiązuje do dzisiejszej patronki. W końcu przecież obecne Wyspy Dziewicze, to Archipelag Świętej Urszuli i Jedenastu Tysięcy Dziewic odkryty przez samego Krzysztofa Kolumba w roku 1493. A gdyby komuś było jeszcze mało tych dowodów popularności św. Urszuli, niech zerknie na herb czwartego co do wielkości niemieckiego miasta, to jest Kolonii nad Renem. Zobaczy tam dwugłowego czarnego orła z tarczą, na której oprócz trzech koron na czerwonym tle namalowanych jest dodatkowo jeszcze aż jedenaście płomieni. Jedenaście, bo przecież taka liczba kojarzona jest od niepamiętnych czasów z dzisiejszą patronką. Właśnie, niepamiętnych, bo choć św. Urszula jest tak rozpoznawalna i to po dziś dzień, to jej historia okryta jest nimbem tajemnicy. Co o niej wiemy? Tyle, co przekazał nam najstarszy, spisany na polecenie arcybiskupa Gerona w roku 975, żywot św. Urszuli, według którego była córką króla Brytów. Jako chrześcijanka postanowiła oddać się na służbę Bogu w dozgonnym dziewictwie. Kiedy jednak zaczął starać się o nią syn pogańskiego króla Eteriusza, Urszula ze względów politycznych przyjęła matrymonialną ofertę pod warunkiem odbycia wcześniej pielgrzymki do Rzymu. Ponieważ nie mogła w taką podróż wyruszyć sama, razem z nią na statki wsiadło jedenaście tysięcy towarzyszek, również dziewic, i wszystkie wypłynęły z Brytanii do Wiecznego Miasta. W drodze Urszula je ewangelizowała, dlatego na miejscu wszystkie przyjęły chrzest. Gdy jednak wracały do domu, silny wiatr zepchnął okręty aż do ujścia Renu, gdzie napotkały wojska Hunów szturmujące warowne miasto. Za to, że Urszula odmówiła swej ręki samemu Atylli, wodzowi Hunów, wszystkie zostały zamordowane. Po dokonaniu jednak tej zbrodni najeźdźcy mieli mieć widzenie zastępów dziewic wstępujących do nieba, co sprawiło, że odstąpili od oblężenia i opuścili tamte strony. Ładna historia, prawda? Bardzo plastyczna, swoimi wielkimi liczbami działająca na wyobraźnię. Na jej poparcie mamy jednak tablicę odkrytą przed II wojną światową w Kolonii - bo jak łatwo się domyśleć, to Kolonia była tym obleganym miastem – na której widnieje napis z przełomu IV i V wieku: "Przynaglony niebiańskimi widzeniami i chwałą męczeństwa szlachetnych dziewic, odbudował tę bazylikę od fundamentów na swój koszt i w swojej posiadłości, by dopełnić złożony ślub (rzymski senator Clematius)". Prowadzone po wojnie wykopaliska potwierdziły ten napis, odsłaniając pozostałości bazyliki z ok. 315 roku, kiedy to za panowania cesarza Maksencjusza, wraz z ostatnią falą prześladowań zginęła pewna chrześcijanka Urszula i jej... 10 towarzyszek. I tutaj wracamy do owej starożytnej płyty, która jest, w sensie medialnym, kamieniem węgielnym legendy o św. Urszuli. Oto bowiem, oprócz słów senatora, widnieją na niej wyryte znaki: rzymska cyfra 11 oraz litery M i V. Dziś już wiemy, że oznaczają "11 męczennic dziewic", ale w dawnych tłumaczeniach literę M mylnie przełożono nie jako 'martyres' to jest 'męczennice', a 'milia' czyli 'tysiące'. W efekcie – jakkolwiek to nie brzmi - zwykłe w tamtym czasie męczeństwo 11 chrześcijanek urosło do prawdziwej hekatomby 11 tysięcy ofiar i zamieszkało w zbiorowej pamięci. Dlatego, choć zwyczajowo św. Urszula zajmuje się orędownictwem w innych sprawach, współcześnie powinna stać na straży precyzji wypowiedzi. Bo nie wszystkie przejęzyczenia, mają tak chwalebne skutki jak w przypadku dzisiejszej patronki.