36 lat temu maturzystka, 19-letnia Ewa - mieszkająca wtedy w parafii św. Jana Chrzciciela w bielskich Komorowicach, w części, która dziś jest parafią Matki Bożej Fatimskiej na Obszarach - już wiedziała, że chce być siostrą zakonną, pracować w służbie zdrowia i wyjechać na misje.
Nie były to czasy, kiedy w internetową wyszukiwarkę można było wpisać hasła: "misje", "zgromadzenie" i otwierała się cała gama możliwości. Ale znalazła nazwę zgromadzenia ze słówkiem "misyjne" i wiedziała, że to jest jej droga. 8 października 1984 roku Ewa stanęła w drzwiach domu Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego w Raciborzu. Przed 24 laty, już jako s. Anna, wyjechała z Polski, a dwa lata później - na misje do Etiopii. Co dwa, trzy lata przyjeżdża na urlop do Polski.
Od 17 lat posługuje w misji w Waragu, położonej w górach na wysokości około 2 tys. metrów n.p.m. Tu wraz z s. Anną posługują jej dwie współsiostry, pochodzące z Indii i Indonezji. Prowadzą ośrodek zdrowia z małym szpitalem, pracują z kobietami i rodzinami, a do niedawna - kiedy tylko pozwalał na to czas - prowadziły szkołę podstawową dla młodszych dzieci.
- Etiopia leży w tzw. Rogu Afryki. Ma trzy razy większą powierzchnię od Polski i mieszka tam 110 mln ludzi - z około 200 grup etnicznych - największe to Oromo i Amhara, a ich językami: amharskim i oromskim posługuje się większość Etiopczyków - tłumaczy s. Anna. - Kiedy przyjechałam, miałam dwa miesiące na naukę jednego i trzy - drugiego. Są trudne. Amharski ma swoje własne znaki, w niczym nie przypominające alfabetu łacińskiego. Ten język znam dobrze. Oromskim posługuję się swobodnie na co dzień, w ośrodku zdrowia. Ale gdybym miała powiedzieć coś o słowie Bożym, mam za mało słownictwa.
Etiopczycy przez lata byli bardzo przyjaźni wobec obcokrajowców, a szczególnie wobec takich, którzy mówią ich językiem. - Nieraz zdarzało mi się, że podczas zakupów na targu dostałam coś w prezencie z sympatii za to, że mówię ich językiem - uśmiecha się misjonarka. - Ostatnie miesiąca nieco zmieniły podejście do obcokrajowców - szczególnie w miastach. Kiedyś każdego białego określano mianem "czajna" - bo wszyscy kojarzymy się im z Chińczykami. Dziś coraz powszechnej mówi się o nas "korona" i nie jest to dobre skojarzenie. Z nami wiąże się przybycie koronawirusa na kontynent afrykański i obostrzenia, które także tutaj są zarządzane. Od kilku lat coraz powszechniejsze są też niepokoje społeczne, związane z konfliktami etnicznymi, podpalenia domów, wyrzucanie z nich ich mieszkańców, niszczenie wybudowanych przez rząd szkół czy szpitali.
Misjonarka w Klubie Seniora Caritas "Na Obszarach" - 8 października 2020 r.W Etiopii najliczniejszą grupą wyznaniową są ortodoksyjni chrześcijanie etiopscy, muzułmanie i protestanci. Katolicy stanowią 0,7 proc.
- Pracujemy głównie wśród chrześcijan ortodoksyjnych i muzułmanów - tłumaczy s. Anna. - Nasze założenie jest jasne: jesteśmy tu dla każdego człowieka, który potrzebuje naszej troski, świadectwa, miłości. Nasze głoszenie Ewangelii to nie jest głoszenie słowa Bożego wprost. To nie jest nasza rola - nasza posługa, to przede wszystkim trzy komponenty: edukacja, służba zdrowia i praca wśród kobiet i rodzin. W naszych etiopskich misjach prowadzimy dwa przedszkola - w każdym po 200 dzieci i ośmioklasową szkołę podstawową dla 700 dzieci.
W Waragu nie ma elektryczności. Energię - gdy jest słoneczna pogoda - zapewniają lampy solarowe. By w misji i ośrodku zdrowia płynęła bieżąca woda, potrzebna jest pompa, działająca dzięki agregatowi. By kupić paliwo do niego trzeba jechać osiem godzin.
W ośrodku prowadzonym przez siostry nie ma lekarza. Są pielęgniarki, dwie położne i laborantka. W ciągu roku przychodzi do nich 14 tys. pacjentów, codziennie nawet stu - z najróżniejszymi dolegliwościami: malarią, tyfusem, durem brzusznym, ranami związanymi z ukąszeniami i ugryzieniami, ranami ciętymi, chorobami pasożytniczymi skóry i przewodu pokarmowego, biegunkami, chorobami układów oddechowego i krążenia, alergiami, chorobami oczu.
Jak dodaje s. Anna: - Państwo nie pomaga nam finansowo w żaden sposób. Wjeżdżając o Etiopii, musimy zadeklarować, że będziemy pracować na zasadzie wolontariatu. Nas, siostry, utrzymuje nasze zgromadzenie, ale musimy zapewnić wynagrodzenie 40 nauczycielom i 16 pracownikom ośrodków zdrowia. Bez pomocy różnych organizacji międzynarodowych, do których zwracamy się o pomoc, nie byłoby to możliwe.
S. Anna wyznaje, że nieraz siostry doświadczają poczucia bezradności… - Chciałoby się pomóc każdemu, ale jak pomóc chorym na nowotwory, kiedy jedyny szpital, który prowadzi terapie onkologiczne znajduje się w stolicy, Addis Abebie? Jak pomóc chorym na cukrzycę, którzy wymagają podawania insuliny? Jak pomóc wszystkim, którzy potrzebują natychmiastowego transportu do szpitala, a nie „po piątku”, kiedy jest targ i kiedy mogą zarobić jakiekolwiek pieniądze na transport? Zawsze staramy się pozyskać pieniądze na takie nadzwyczajne sytuacje, żeby można było np. kobiety wymagające cesarskiego cięcia zawieźć do szpitala i przeprowadzić operację, ale nie zawsze jesteśmy w stanie zdążyć z pomocą.
Jak pomóc siostrze Annie? Najbardziej sensowna jest pomoc finansowa - za wszystkie dary rzeczowe siostry muszą wnieść w Etiopii dodatkowe opłaty. Za gotówkę są w stanie sfinansować większość zakupów, a szczególnie zapłacić za naukę swoich wychowanków i zapewnienie im mieszkania w jej trakcie.
By pomóc, najlepiej skontaktować się z Referatem Misyjnym Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego (ul. Starowiejska 152; 47 - 400 Racibórz; tel. 32 415-50-51, 415-98-09; e-mail referatmisyjny@o2.pl).
Obszerny tekst o pracy s. Anny Ewy Trzepacz w Etiopii znajdziecie w 43 numerze "Gościa Bielsko-Żywieckiego, z datą na 25 października.