Łatwo dzisiejszą patronkę, Jadwigę Śląską, zamknąć w złotej klatce świętości.
Łatwo dzisiejszą patronkę, Jadwigę Śląską, zamknąć w złotej klatce świętości. Będzie wtedy co prawda na widoku wszystkich, ale jednocześnie zachowa bezpieczny dystans od naszego życia – bo jak wiadomo, życie w klatce nijak się ma do naszego, prawdziwego życia. A gdybyśmy pręty tej złotej klatki nieco poszerzyli? Co wtedy się stanie z niedosięgłą, odległą w czasie świętością Jadwigi? Spróbujmy, zaczynając nie od jej urodzenia na zamku w Bawarii, ale wykształcenia. Otóż, gdy przybyła do Wrocławia, by poślubić księcia śląskiego Henryka Brodatego, miała kilkanaście lat, ale przybyła jako osoba wykształcona. Przy swoim mężu, który nie znał łaciny, a opanował jedynie język niemiecki, była wręcz erudytką. W końcu odebrała gruntowne wykształcenie w klasztorze benedyktynek w Kitzingen nad Menem, gdzie w programie nauczania była łacina, lektura Pisma Świętego, dzieł Ojców Kościoła i żywotów świętych, a także nauka haftu, malowania, muzyki i pielęgnowania chorych. Czy uśmiechało jej się zamążpójście w miejsce życia zakonnego i to jeszcze za człowieka niezbyt wykształconego - trudno dziś orzec. Znaczącym jest jednak to, że jedną z pierwszych decyzji jej małżonka na śląskim tronie była fundacja klasztoru cysterek w Trzebnicy, w którym św. Jadwiga Śląska zakończy swój żywot po ponad 60 latach, w roku 1243. Zanim jednak to nastąpi doskonale wywiąże się ze zobowiązań swojego stanu – będzie matką siedmiorga dzieci, które wychowa w duchu wskazań reguły benedyktynów dla osób świeckich, oraz naprawdę godną i roztropną małżonką księcia Henryka, która nigdy nie wysunie się na plan pierwszy. Nie znaczy to jednak, że będzie bezwolna – co to, to nie. To ona uzupełni braki w edukacji swego męża, szczególnie tej z zakresu religii i empatii. Wpłynie na niego, by podejmował decyzje o fundacjach klasztorów i kościołów. Sprawi, że kwestie sprawiedliwości, miłosierdzia i jałmużny – wprost wynikające z nauki Kościoła – staną się częścią praktyki dworskich urzędników wobec poddanych. I żeby było zabawniej, będzie ona musiała przekonać do tego pomysłu nie tylko poborców podatków, ale i duchownych – w końcu chodzi o obniżenie wpływów z posiadanych dóbr, otwarcie spichlerzy w latach nieurodzaju, a także objęcie chorych poddanych leczeniem. To ostatnie zresztą będzie częścią szerszego pomysłu św. Jadwigi Śląskiej na politykę zdrowotną księstwa, w którym zaczną powstawać liczne szpitale prowadzone przez zakonników. Zresztą 13 kalek na stałe zamieszka też na książęcym dworze, wprawiając tym początkowo w irytację służbę, która nie będzie akceptowała i tej obecności, i faktu, że księżna osobiście im posługuje. Równie trudno przyjdzie im przyjęcie do wiadomości jej osławionego chodzenia boso i nauki języka polskiego, by bez tłumacza rozmawiać z poddanymi i to w ich chatach. A św. Jadwiga Śląska robiła to wszystko wbrew przyjętym konwenansom, za to w zgodzie ze swoim sumieniem. Podobnie rzecz się miała ze ślubem czystości, który złożyła wraz z mężem po mniej więcej 20 latach małżeństwa. Była w tym pomyśle tak zasadnicza, a jednocześnie przekonująca, że książę Henryk nie tylko na znak tego ślubu zaczął odtąd nosić tonsurę, ale przestał też golić zarost, przechodząc do pamięci potomnych z przydomkiem Brodaty. Jeżeli więc przyjdzie nam kiedyś do głowy zamykać Jadwigę Śląską w złotej klatce świętości, to pamiętajmy, że klatka ta jest na tyle duża, że znajdzie się w niej miejsce dla większości śląskich żon, matek i babć.