Św. Teresa z Ávili wierzyła w Kościół, o którym mówiła: "To są przyjaciele Boga" - mówi s. Magdalena, karmelitanka bosa z klasztoru w Przemyślu.
Jarosław Dudała: Dziś obchodzimy dzień św. Teresy z Ávili, a kilkanaście dni temu minęło 50 lat od chwili, gdy została ona pierwszą w historii kobietą–doktorem Kościoła. Doktorem, czyli nauczycielem. Czego Teresa uczy Kościół?
S. Magdalena: Gdyby ona sama miała odpowiedzieć na to pytanie, to powtórzyłaby to, co zawołała w chwili śmierci: "Jestem córką Kościoła!" Czyli: jestem w Kościele domownikiem, jestem u siebie.
Co to znaczy?
Ona jest bardzo podobna do św. Augustyna, który uczył szukania Boga w sobie, nie na zewnątrz. Bóg we wnętrzu człowieka to Chrystus w Jego ludzkiej i Boskiej naturze. On daje człowiekowi udział w życiu samego Boga. Teresa mówi o przebóstwieniu – to są wielkie słowa. Chodzi o to, żeby dać się Bogu prowadzić tam, gdzie On jest – do własnego wnętrza. Tymczasem my jesteśmy ukierunkowani na to, co jest na zewnątrz. Wejście do wnętrza jest pewnym trudem, ale tego właśnie uczy Teresa.
"Jestem córką Kościoła..." Dziś Kościół powszechny i Kościół w Polsce przeżywają trudne chwile. Czy wobec tego – idąc za Teresą – powinniśmy się zwrócić ku swemu wnętrzu, uciec tam? Papież Franciszek zdaje się prowadzić Kościół ku temu, co na zewnątrz – ku bliźniemu. Czy to nie sprzeczność?
W żadnym wypadku. Sama Teresa była kobietą bardzo aktywną. Starała się zrobić dla Kościoła jak najwięcej. A jej czasy też były trudne. Urodziła się dwa lata po wystąpieniu Marcina Lutra. Był to też okres odkrywania Ameryki. Ona się tym interesowała. Była świadoma, jak wielu ludzi nie zna jeszcze Chrystusa. To były dla niej palące problemy.
Ale wierzyła w Kościół, o którym mówiła: "To są przyjaciele Boga". Nie ci, którzy są zewnętrznie przypisani do Boga, do instytucji, ale ci, którzy mieszkają tam, gdzie On przebywa – we własnej głębi – i tam przeżywają sprawy Kościoła i swoje sprawy codzienne. To nie jest zamykanie oczu na to, co jest na zewnątrz, ale postrzeganie otaczającego świata z innej, wewnętrznej perspektywy.
Teresa bardzo cierpiała z tego powodu, że ludzie w jej czasach – a myślę, że i w naszych też – nie byli świadomi tego wewnętrznego świata w sobie. Uczyła siostry modlitwy do Jezusa, mówiąc: "Nie żądam od was niczego innego, jak tylko tego, żebyście na Niego patrzyły".
To jest coś bardzo na nasze czasy. Człowiek jest dziś sterowany mnóstwem ciągle zmieniających się obrazów. A ona mówiła: "Patrzcie; tylko patrzcie" [na Jezusa].
To niesamowite, że Bóg na nas patrzy i że możemy w to spojrzenie wejść, cokolwiek byśmy w tej chwili robili. I ja, kiedy biegnę do furty; i pan, kiedy pisze artykuł czy jedzie samochodem... Można patrzeć na Boga, patrzeć Mu w oczy, a jednocześnie przeżywać swoją codzienność. To jest nauka św. Teresy.
Mówi siostra, że Teresa wierzyła w Kościół, o którym mówiła: "To są przyjaciele Boga". To mnie niepokoi. Gdzie tu jest miejsce na instytucję Kościoła? I na tych wszystkich, którzy nie są mistykami, ale po prostu żyją, jak potrafią... To jakaś opozycja? Jakiś ekskluzywny klub?
Nie. Do przyjaźni z Bogiem zaproszeni są wszyscy.
Ludzie oburzeni skandalami Kościele zajmują czasem postawę: "Bóg - tak. Kościół – nie". Słowa Teresy mogłyby być interpretowane tak, że można być w duchowej zażyłości z Bogiem wewnątrz siebie, a zarazem separować się od instytucji Kościoła.
Teresa nigdy się nie separowała od Kościoła. Była Mu posłuszna. Wierzyła Kościołowi nawet wtedy, gdy jej książki przez wiele lat spoczywały w rękach inkwizycji i nie mogły się ukazać. Ona kochała Kościół, kochała kapłanów, teologów. Zawsze szukała dla swych sióstr dobrych spowiedników – ludzi, którzy będą potrafili im wytłumaczyć, o co chodzi w modlitwie, w życiu, w Ewangelii.
To fakt, że przeciwstawiła się niektórym teologom w sprawie człowieczeństwa Jezusa. Mówiła, że nawet w najwznioślejszych momentach doświadczeń mistycznych nie można tracić z oczu żywego Chrystusa, który stał się człowiekiem.
Gdyby ktoś chciał dziś wejść na drogę duchową św. Teresy, to od czego powinien zacząć? Jaka byłaby pierwsza rada, pierwszy krok?
Ona sama mówiła: "Patrzcie na Tego, który na was patrzy".
To znaczy: iść na adorację? Medytować różaniec?
Nie. Chodzi o stawanie w Bożej obecności. Tu, gdzie jestem. Teraz.
Ja przed wstąpieniem do klasztoru dojeżdżałam do pracy w szkole. Siedząc w autobusie, nie myśląc o niczym konkretnym, niczego konkretnego nie robiąc, po prostu stawiałam siebie w Bożej obecności.
Chodzi o to, żeby wiedzieć, że On tu jest, ze mną. I trwać.