Czy ona rzucała się w oczy? Czy patrząc na nią widziało się przyszłą świętą?
Czy ona rzucała się w oczy? Czy patrząc na nią widziało się przyszłą świętą? A może tylko małą, uroczą dziewczynkę z Lisieux, która wcześnie straciła mamę i dlatego starsze siostry i ojciec musiały ją rozpieszczać, przez co bywała rozkapryszona? Była jeszcze dziesięciolatka, która ciężko zachorowała, a po wyzdrowieniu uparcie utrzymywała, że uzdrowiła ją interwencja Matki Bożej. Ale kto sprzeczałby się z taką młodą panną albo brał ją na poważnie? Nic dziwnego, że kiedy zapukała do furty karmelu została odesłana z kwitkiem – nie wyglądała na poważną kandydatkę do surowego życia za klauzurą: za młoda, za drobna, zbyt egzaltowana. Zresztą także i później, gdy już w wieku 16 lat postawiła na swoim i wstąpiła do karmelitanek, jej przełożona uważała, że ta wiecznie uśmiechnięta młoda dziewczyna podjęła swoje zakonne zobowiązanie lekkomyślnie i niepoważnie. Ot, taka Mała Tereska, która dystansu do tej Wielkiej, Teresy z Avila, nigdy nie pokona. Ale jak tak bardzo chce, to proszę bardzo i składała na barki Małej Tereski ciężary adekwatne do wagi zakonnego powołania. Gdyby jednak na chwilę zamknęła oczy i spojrzała na tę młodą zakonnicę sercem, mogłaby się wielce zdziwić. „Ach, wybacz mi, Jezu, jeśli będę mówić od rzeczy, próbując powiedzieć Ci raz jeszcze o moich pragnieniach, o nadziejach, które sięgają w nieskończoność. Wybacz mi i uzdrów moją duszę, obdarzając ją tym, czego ufnie od Ciebie wyczekuje!!!” - pisała zaś do Jezusa dzisiejsza patronka - „Być Twą oblubienicą, Jezu, być karmelitanką, być — poprzez moje zjednoczenie z Tobą — matką dusz, to powinno mi wystarczyć... lecz tak nie jest... Te trzy przywileje: Karmelitanka, Oblubienica i Matka, z pewnością są moim powołaniem, a jednak odkrywam w sobie także powołanie Wojownika, Kapłana, Apostoła, Doktora, Męczennika; odczuwam też potrzebę, pragnienie, by dokonać dla Ciebie, Jezu, wszystkich najbardziej bohaterskich czynów... Odkrywam w sobie odwagę Krzyżowca, żołnierza Gwardii Papieskiej, chciałabym umrzeć na polu bitwy broniąc Kościoła... (…) Jezu, moja miłości, życie moje... Jak pogodzić te przeciwieństwa? Jak spełnić pragnienia mej biednej małej duszy? (…) Wówczas znalazłam swoje miejsce w Kościele, i to Ty, mój Boże, mi je dałeś... W Sercu Kościoła, mej Matki, będę Miłością... w ten sposób będę wszystkim... w ten sposób moje marzenie się spełni!!!”. Jak konkretnie wypełni to pragnienie św. Teresa z Lisieux? Pójdzie "małą drogą dziecięctwa Bożego", o której również napisze: „Aby dowieść Ci miłości, nie mam innego sposobu jak rzucać kwiaty, czyli nie przepuścić żadnego małego wyrzeczenia, żadnego spojrzenia, żadnego słowa, skorzystać ze wszystkich najmniejszych rzeczy i czynić je z miłości. (…) Ponieważ z trudem praktykowałam cnoty wielkie, przykładałam się przede wszystkim do małych. (…) przełamywałam swą wolę, zawsze gotową postawić na swoim, powstrzymywałam się od opryskliwych odpowiedzi, nie chwaliłam się drobnymi przysługami, [a nawet] siedząc [zwyczajnie] nie opierałam się plecami o krzesło. (…) Zanim umrzemy od miecza, umierajmy od ukłuć szpilką.” I owa suma ukłuć, ta niezwykła „mała droga dziecięctwa Bożego” zaprowadziła św. Teresę od Dzieciątka Jezus aż do nieba, do którego odeszła 30 września 1897 roku. Liczyła wtedy zaledwie 24 lata.