„Książę egzegetów”, „mąż szczególnie katolicki”, „niezwykły znawca Bożego prawa”, „nauczyciel dobrych obyczajów”, „wielki i święty doktor” - tak określany jest w jednym z kościelnych dokumentów dzisiejszy patron.
„Książę egzegetów”, „mąż szczególnie katolicki”, „niezwykły znawca Bożego prawa”, „nauczyciel dobrych obyczajów”, „wielki i święty doktor” - tak określany jest w jednym z kościelnych dokumentów dzisiejszy patron. Z drugiej strony są też i takie przekazy, według których ten sam człowiek niemal cudem nie został wykreślony z listy świętych ze względu na swój – delikatnie mówiąc – nad wyraz gwałtowny charakter i nieparlamentarne słownictwo. Zamiast jednak się gorszyć tym dramatycznym rozdźwiękiem w odniesieniu do św. Hieronima, a to o nim mowa, powinniśmy się raczej cieszyć. Dlaczego? Bo całe Pismo Święte jest przecież opowieścią o spotkaniu prawdziwego Boga z prawdziwym człowiekiem. Człowiekiem rozdartym przez grzech pierworodny pomiędzy tym, co Boże, a tym, co ludzkie. I wspominam tutaj o Piśmie Świętym nie przypadkowo, bo w końcu dzisiejszy patron jest autorem Wulgaty, czyli przekładu całej Biblii z greki na łacinę, przekładu, który Sobór Trydencki uznał za oficjalny tekst całego Kościoła. Czyli św. Hieronim to tytan, który dokonał tego dzieła w nieco ponad 20 lat na przełomie IV i V wieku, żyjąc niczym pustelnik w Betlejem, niedaleko groty Narodzenia Pana Jezusa. Owszem, tak właśnie było, a ten ostatni fragment życia św. Hieronima, w którym pokutował on za swoje grzechy i całkowicie oddał się Bożemu Słowu, jest ze wszech miar chwalebny. Warto jednak pamiętać, że prowadziła do niego kręta droga. I nie w tym sensie, że dzisiejszy patron był poganinem szukającym Boga, bo urodził się w 345 roku w bogatej, katolickiej rodzinie pochodzenia rzymskiego. Chrzest także przyjął w stosunkowo jak na owe czasy młodym wieku, licząc sobie 13-18 lat, i już wtedy zdecydował o tym, że jego życie poświęcone będzie bardziej Bogu niż światu. Gdzie zatem miałyby się pojawić owe zakręty, tak wydłużające drogę Hieronima do świętości? Otóż w tym samym miejscu, gdzie często pułapki czyhają także i na nas samych – w przekonaniu o naszej wiedzy, nieomylności, niezwykłej wprost wartości i wynikającym z tego wewnętrznym przyzwoleniu na to, by na innych, mniej rozgarniętych, patrzeć z góry. Zatem życiowe wiraże św. Hieronima wyznaczyły pycha i próżność. Oczywiście nie wzięły się w jego życiu z niczego – świetnie się uczył, był urzędnikiem państwowym w Trewirze, ważnym środowisku politycznym ówczesnego cesarstwa, dalej został kapłanem, a w Rzymie, gdzie także trafił, prowadził coś w rodzaju duszpasterstwa środowisk inteligencko-twórczych i stał się osobistym sekretarzem samego papieża Damazego. To on poznał się na zaletach św. Hieronima i zlecił mu poprawienie starołacińskiego tłumaczenia Biblii, które funkcjonowało liturgicznie w różnych wariantach. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że Hieronim spodziewał się, że po śmierci papieża zostanie wybrany jego następcą. Na szczęście i dla niego i dla nas tak się nie stało, a niedawny osobisty sekretarz Ojca św. musiał szybko opuścić Rzym. Pamiętając o zadaniu jakie dostał, trafił do Ziemi Świętej, gdzie w grocie w Betlejem odnalazł wreszcie idealne miejsce dla siebie – pustelnia skutecznie odcinała go bowiem od pychy żywota, a Pismo Święte, które zaczął metodycznie zgłębiać i tłumaczyć, przemówiło do niego w ciszy groty wyraźniej niż dotąd. Po wykonaniu swojej pracy św. Hieronim pozostał już w pobliżu Groty Narodzenia Pańskiego aż do 30 września 419 lub 420 roku, kiedy on sam, oczyszczony z przywar swojego charakteru, narodził się dla nieba.