Kiedy umierała w opinii świętości 24 września 1926 roku w Rzymie, kojarzona była głównie ze swoim największym dziełem. Jakim?
Kiedy umierała w opinii świętości 24 września 1926 roku w Rzymie, kojarzona była głównie ze swoim największym dziełem. Jakim? Prowadzonym przez nią od niemal 20 lat zakładem, tak zwanym "domem rodzinnym", gdzie mogły znaleźć zamieszkanie i utrzymanie młode robotnice. Dla tych dziewcząt, które los rzucił w bezwzględną rzeczywistość pracy w fabrykach z przełomu XIX i XX wieku, była to oaza, w której mogły rozwijać więzy solidarności i miłości.
Niektóre z nich pozostawały tam na dłużej, pomagały nowo przybyłym i stawały się wspólnotą nowego instytutu życia konsekrowanego - Sióstr Benedyktynek od Miłości. Ponieważ zaś i poza Rzymem nie brakowało miejsc, gdzie ludzie nie dawali sobie rady w świecie drapieżnego kapitalizmu, więc i siostry zaczęły zakładać nowe „domy rodzinne” w kolejnych miastach. I w tym właśnie momencie nadeszła pora by założycielka tego dzieła odeszła – jak wierzymy – po swoją nagrodę do nieba. Ale pobyt w Rzymie był zaledwie częścią jej życia – ważną, ale nie jedyną. Co robiła wcześniej? Po pierwsze nie była Włoszką, tylko Polką. Urodziła się w Stanisławowie w połowie wieku XIX jako Janina Matylda Gabriel. Rodzice wychowali ją w głębokiej wierze, ale też rozbudzili w niej zainteresowanie malarstwem, muzyką i tańcem. Gdy miała 11 lat rozpoczęła naukę w szkole sióstr benedyktynek klauzurowych we Lwowie i to tam właśnie po kilku latach otrzymała dyplom nauczycielski, który uprawniał ją także do prowadzenia lekcji religii. Jednak ów czas edukacji rozwinął ją nie tylko intelektualnie, ale także i duchowo. Rozpoznała w sobie powołanie zakonne i wstąpiła do nowicjatu benedyktynek. Janina wyróżniała się wśród sióstr gorącym umiłowaniem modlitwy, czystością serca i ogromną wrażliwością na potrzeby bliźnich. Pomimo młodego wieku współsiostry darzyły ją wielkim zaufaniem ze względu na zrównoważenie, inteligencję, zdolności organizatorskie oraz głębokie zjednoczenie z Bogiem. Dały temu wyraz, wybierając ją mistrzynią nowicjatu, a następnie przełożoną lwowskiego klasztoru. Dlaczego więc nie pozostała do końca życia we Lwowie? Cóż, życie. Po latach sielanki, na drodze Janiny spiętrzyły się trudności nie do pokonania, i to zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz zgromadzenia. Za zgodą ordynariusza archidiecezji opuściła więc klasztor we Lwowie i przybyła do Rzymu, gdzie przez jakiś czas przebywała w domu Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, przygarnięta przez jego założycielkę, błogosławioną Marię Franciszkę Siedliską. Czuła się jednak zagubiona. To co wydawało się jedyną drogą jej życia właśnie dobiegło końca, próby powrotu do poprzedniego życia, podjęte w klasztorze benedyktynek w Subiaco pod Rzymem, spaliły na panewce. Co zatem miała robić? I tu staje przed nią ojciec Giacinto Cormiera, paulin, który zostaje jej duchowym kierownikiem. To on zwraca uwagę Janiny na bieżące potrzeby czasu. Konsekwencją pójścia za tą radą, jest powstanie w roku 1908 pierwszego "domu rodzinnego" dla młodych robotnic i spokój ducha, który staje się odtąd udziałem dzisiejszej patronki. Już wie, że w wieku 50 lat znalazła nowa ścieżkę w życiu, która zaprowadzi ją do nieba. Kogo? Janinę Matyldę, czyli wspominaną dzisiaj bł. siostrę Kolumbę z domu Gabriel.