A mogło być tak zwyczajnie – przecież urodził się w małej włoskiej miejscowości, był cichy i dużo się modlił. Gdy w wieku 16 lat przyjął habit kapucyński, nikt nie był tym zdziwiony.
A mogło być tak zwyczajnie – przecież urodził się w małej włoskiej miejscowości, był cichy i dużo się modlił. Gdy w wieku 16 lat przyjął habit kapucyński, nikt nie był tym zdziwiony. W zakonie odbył stosowne studia i w roku 1910 został wyświęcony na kapłana. Decyzją przełożonych trafił do San Giovanni Rotondo, gdzie przebywał aż do śmierci, pełniąc funkcję kierownika duchowego młodych zakonników. Koniec i kropka. Nic więcej w życiu dzisiejszego patrona się już nie wydarzyło. Przynajmniej nic zwyczajnego, bo jeśli chodzi o sprawy nadzwyczajne to w piątek 20 września 1918 roku, po Mszy świętej, nasz wspominany dzisiaj święty kapucyn poszedł na chór, by kontemplując oblicze Ukrzyżowanego Zbawiciela, podziękować za dar Eucharystii. Wtem zobaczył tajemniczą postać, której "ręce, nogi, klatka piersiowa, ociekały krwią". „Jej wzrok mnie poraził, tego, co czułem w tym momencie w sobie, nie umiałbym opowiedzieć.” - zanotował po wszystkim - „Czułem, że umieram, i byłbym umarł, gdyby nie zainterweniował Pan, podtrzymując moje serce. Obraz postaci zniknął, a ja zobaczyłem, że moje dłonie, stopy i bok były zranione i ściekała z nich krew. Proszę sobie wyobrazić, jakiej udręki doświadczyłem wtedy i jakiej doświadczam ciągle prawie każdego dnia. Rana serca broczy krwią, zwłaszcza od czwartku wieczorem aż do soboty. [...] Umieram z bólu z powodu udręki i zamieszania, jakie potem nastąpiły, a których doświadczam w swej duszy.” A zamieszanie było spore. „Ojciec Pio ma stygmaty!" - przekrzykiwali się gazeciarze sprzedając prasę na ulicach włoskich miast i miasteczek, a klasztor kapucynów w San Giovanni Rotondo niemal z dnia na dzień stał się twierdzą obleganą przez tysiące pielgrzymów, walczących ateistów, zwykłych niewierzących czy po prostu ciekawskich. Przybywali by zobaczyć sensacyjne zjawisko, o którym do tej pory tylko czytali lub słyszeli, a jedynym miejscem, gdzie mogli tego dokonać był... kościół. Ponieważ Ojciec Pio odprawiał Mszę Świętą codziennie o czwartej lub piątej rano, w San Giovanni Rotondo z uwagi na tłumy przybyszów zmienił się rozkład jazdy autobusów i godziny otwarcia hoteli. Ludzie już od 2.30 w nocy oczekiwali na sławnego Ojca Pio w kościele i kiedy wreszcie wchodził i zaczynał Eucharystię... wtedy działo się coś, czego nie spodziewali się ci, których sprowadziły tutaj jedynie jego otwarte rany na dłoniach, nogach i boku – widoczne znaki męki Zbawiciela. „Po konsekracji i podniesieniu na jego twarzy widać coś niezwykłego. Wygląda jak Jezus!” - szemrali do siebie po cichu. A jeszcze częściej nic nie mówili - w kościele panowała całkowita cisza. Ludzie, wpatrzeni w skupieniu w oblicze kapłana, kontemplowali dokonujące się na ołtarzu tajemnice. „Wszyscy ci, którzy byli ze mną w małym kościele Matki Bożej Łaskawej” - pisał w jednej z relacji obecny w świątyni dziennikarz - „wszyscy w modlitwie towarzyszyli mu we wchodzeniu na Kalwarię i pozostawali u stóp krzyża, na nowo utwierdzając się w wierze i nadziei. (...) Wiele cudów Opatrzności przekazał Ojciec Pio ludzkim duszom i ciałom chociażby w konfesjonale (...), ale ze wszystkich — dla mnie — cud Mszy Świętej jest największy”. I ten cud twa nadal, pomimo tego, że stygmaty Ojca Pio zniknęły. Zagoiły się cudownie tuż przed jego śmiercią. Czy wiecie państwo kiedy to było? Św. Ojciec Pio z Pietrelciniy zmarł w swoim klasztorze 23 września 1968 roku.