Kamil Stawiarz chce usłyszeć, jak brzmi świat

Gdy mama 23-letniego dziś Kamila była w drugim miesiącu ciąży, okazało się, że ma guza przysadki mózgowej. Lekarze zapytali jej męża, kogo mają ratować w pierwszej kolejności: żonę, czy dziecko. "Oboje" - odpowiedział pan Jacek.

Guz na szczęście udało się usunąć, jednak skomplikowana operacja nie pozostała obojętna dla rozwijającego się pod sercem mamy chłopca. Kamil urodził się w ósmym miesiącu ciąży z zespołem Goldenhara (zespół oczno-uszno-kręgosłupowy), który w jego przypadku oznaczał przede wszystkim nieukształtowaną prawą małżowinę uszną i brak w niej przewodu słuchowego (w lewym uchu słuch działa w 100 proc.). - Miałem też problem z oddychaniem i pierwszy rok życia spędziłem w szpitalu, walcząc o życie - opowiada.

Z biegiem czasu chłopiec robił coraz większe postępy. Gdy miał 1,5 roku, można było usunąć rurkę tracheotomijną, Kamil uczył się chodzić i mówić. Problemem było jednak ucho.

W wieku 15 lat chłopiec przeszedł pierwszą operację, która miała mu przywrócić słuch. Niestety, tak się nie stało, a w kolejnych latach operacji było jeszcze siedem. - Efekt jest taki, że nie odzyskałem ani kształtu ucha (które dziś wygląda gorzej, niż przed operacjami), ani słuchu. Gdy więc ktoś pyta mnie, jak brzmi świat, nie umiem na to odpowiedzieć, bo słyszę tylko w połowie. Nie mogę też założyć okularów, by lepiej widzieć, bo spadają, nie mogąc oprzeć się na uchu - opowiada K. Stawiarz.

W końcu pojawiło się światełko w tunelu - operacji podjął się  prof. Adam Maciejewski z Katowic, chirurg ogólny i onkologiczny, specjalizujący się w chirurgii rekonstrukcyjnej i plastycznej. Problem w tym, że operacja nie jest refundowana. Jej koszt to 150 tys. zł. Na koncie zbiórki prowadzonej na rzecz Kamila w internecie są obecnie blisko 82 tys. zł.

Zbiórkę można znaleźć na www.siepomaga.pl/kamil-stawiarz.

  Prawe ucho wygląda gorzej, niż przed operacjami. Jest szansa, by to zmienić. Monika Łącka /Foto Gość