Kogo dzisiaj wspomina Kościół? Na pierwszy rzut oka postać zwyczajną, która niczym specjalnym nie wyróżnia się z tłumu innych.
Kogo dzisiaj wspomina Kościół? Na pierwszy rzut oka postać zwyczajną, która niczym specjalnym nie wyróżnia się z tłumu innych. To urodzony w Cieszynie, w roku 1584 młody szlachcic lub może, jak widzą to najnowsze badania historyków, mieszczanin. Tak czy inaczej z aspiracjami, bo młodzieniec wyjechał do Wiednia i tam pobierał nauki w kolegium jezuickim. Przyjęto go nawet do Sodalicji Mariańskiej, które to wyróżnienie spotykało wówczas tylko najlepszych uczniów. W roku 1603 wstąpił do nowicjatu ojców jezuitów w Brnie. Po odbyciu gruntownej formacji, łącznie z praktyką w kolegium oraz studiami filozoficznymi i teologicznymi w Pradze, przyjął święcenia kapłańskie w roku 1614. Przez kilka lat zajmował się pracą duszpasterską i pełnił funkcję rektora bursy dla ubogich. I tak posługa naszego dzisiejszego patrona mogłaby trwać bez większych zaburzeń, ale też i dokonań do późnej starości, gdyby... No właśnie, gdyby czasy, w których przyszło mu żyć, nie były wyjątkowo niespokojne. Oto po reformacji i kontrreformacji przyszedł bowiem w Europie czas na próbę sił, w której linię podziałów wyznaczała wiara. Władcy protestanccy coraz mocniej burzyli się przeciwko potędze katolickich Habsburgów, reprezentowanych przez trony Austrii i Hiszpanii. Kiedy zaś w roku 1618 napięcie w stosunkach między tronami sięgnęło zenitu, wybuchła krwawa religijna wojna trzydziestoletnia, a nasz dzisiejszy święty przebywający wtedy na terenie Czech stał się z dnia na dzień intruzem, jako katolik i jezuita. Nie wyrzucono go przez okno, niczym namiestników katolickiego cesarza w Pradze, ale i tak musiał ratować się ucieczką na Węgry. Stamtąd razem z innym jezuitą, Stefanem Pongraczem, i księdzem kanonikiem Markiem Križem udał się do Koszyc, gdzie zostały im powierzone obowiązki wojskowych kapelanów. Ale i ta służba nie trwała długo, bo miasto zostało szybko zajęte przez oddziały księcia Siedmiogrodu Jerzego Rakoczego, sprzymierzonego ze stronnictwem antyhabsburskim. Co więc stało się wtedy z naszym Bogu ducha winnym kapłanem i zakonnikiem? Otóż kiedy wojska Rakoczego zajęły Koszyce, padła za strony tamtejszego protestanckiego pastora sugestia wymordowania wszystkich katolików w mieście. Ostatecznie stanęło na tym, by w ich imieniu stracić tylko kapłanów, którzy zostali ujęci – a byli to Pongracz, Križ i właśnie nasz dzisiejszy patron. Ponieważ wojenne emocje nie sprzyjały okazywaniu litości nawet braciom w Chrystusie, dlatego ich śmierć była długa i bolesna, a ciała trafiły po wszystkim do miejskiej kloaki. Gdy jednak nastał świt 8 września 1619 roku, oprawcy ani pastor nie zostali przyjęci z otwartymi dłońmi przez koszyckich mieszczan. Okazało się bowiem, że dokonana nocą zbrodnia połączyła w słusznym gniewie tak katolików, jak i protestantów. Dzięki tej współpracy ponad wojennymi podziałami, ciała wszystkich trzech kapłanów zostały godnie pochowane w posiadłości koło Koszyc. Liczne łaski i cuda, które zaczęły się jednak dokonywać za wstawiennictwem owych męczenników, sprawiły że nasz zwyczajny duszpasterz, który wytrwał przy Chrystusie aż do śmierci, wspominany jest dzisiaj jako święty. O kogo chodzi? O św. Melchiora Grodzieckiego i jego towarzyszy.