Z obfitości serca… Łk 6,45
Łk 6, 43-49
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie ma drzewa dobrego, które by wydawało zły owoc, ani też drzewa złego, które by dobry owoc wydawało. Po własnym owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia, ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta.
Czemu to wzywacie Mnie: „Panie, Panie!”, a nie czynicie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo podobny jest każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów moich i wypełnia je.
Podobny jest do człowieka, który buduje dom: wkopał się głęboko i fundament założył na skale. Gdy przyszła powódź, wezbrana rzeka uderzyła w ten dom, ale nie zdołała go naruszyć, ponieważ był dobrze zbudowany.
Lecz ten, kto usłyszał, a nie wypełnił, podobny jest do człowieka, który zbudował dom na ziemi bez fundamentu. Gdy rzeka uderzyła w niego, od razu runął, a ruina owego domu była wielka».
Z obfitości serca… Łk 6,45
Na jabłoni rosną jabłka. Z gruszy zrywamy gruszki. A na śliwie znajdziemy śliwki. To takie proste i oczywiste. Jak to, że człowiek został zrodzony z i dla miłości. Owocem dobrego życia zawsze jest miłość. Rodzimy ją przez całe życie – miłość do mamy i taty, do brata i siostry, do przyjaciół i narzeczonej, do dzieci i wnuków. Gdy jej brak, w mojej historii życia nie pojawią się oni wszyscy. I chociaż możemy żonglować sensem słów i naciągać rzeczywistość do granic absurdu, dobro zawsze wyda dobre owoce, a zło – złe. Albo Bóg jest Bogiem, a miłość – miłością, albo bogiem będę ja, a miłość zamienię w egoizm. Życie zawsze pyta o fundament i cierpliwie go testuje.