Kto nie zna baśni o Kopciuszku? To jedna z najstarszych i najbardziej rozpoznawalnych opowieści, która powtarzana jest po dziś dzień na całym świecie. Czy dlatego jednak, że lubimy magiczne historie z dobrymi wróżkami?
To też, ale na swoim najgłębszym poziomie baśń ta swoją popularność zawdzięcza temu, że opisuje uniwersalne ludzkie doświadczenie i jednocześnie powiązane z nim marzenie. Oto w rodzinnym domu można nie zaznać miłości i zrozumienia, ale prawość i pracowitość doczeka się w końcu nagrody, a potrzeba akceptacji zostanie zaspokojona. I jeżeli tak spojrzymy na tę opowieść, jako na pełne nadziei zwieńczenie znanej ludziom prozy życia, to nie zdziwi nas zupełnie, że figurę Kopciuszka znaleźć możemy także pośród świętych. Taka na przykład Emilia de Vialar. Urodziła się we Francji pod koniec XVIII wieku. Miała kochająca mamę i dwóch młodszych braci. Gdy skończyła jednak 12 lat ojciec oddał ją na naukę do zakładu sióstr w Paryżu. Zaś po powrocie do domu wszystko się zmieniło - matka już nie żyła, a domem zawiadywała despotyczna macocha. Wiele razy dochodziło do konfliktów pomiędzy nią a Emilią, na co wcale nie reagował ojciec, będący całkowicie pod wpływem owej kobiety. Owo szamotanie się trwało dobrych parę lat, dokładnie do roku 1816, kiedy to w rodzinnej miejscowości Emilii nie zaczęły odbywać się misje. To one zadecydowały o tym, że Emilia postanowiła radykalnie zmienić swoje życie – zamiast toczyć nieustanne boje z macochą o władzę w domu, oddała się całkowicie na wyłączną służbę Bogu i bliźniemu. Miała zaledwie 19 lat, gdy zaczęła opiekować się ubogimi i potrzebującymi, starcami i opuszczonymi, często oferując im schronienie w rodzinnym majątku. Macocha wyśmiewała to postępowanie i dokuczała Emilii, i trwało to nieprzerwanie przez całe 16 lat, gdy w życiu Emilii-Kopciuszka pojawiła się matka chrzestna. Tak po prawdzie to był to cioteczny dziadek, ale efekt jego działania był ten sam – życie naszej dzisiejszej patronki odmieniło się za sprawą odziedziczonego po nim spadku. Mogła wreszcie zacząć żyć na własny rachunek. Kupiła zatem duży dom w okolicy i w sam wieczór Bożego Narodzenia przeniosła się do niego wraz z trzema przyjaciółkami, które tak jak ona chciały pomagać potrzebującym. I tak z czasem powstała nowa rodzina zakonna Sióstr od Objawienia św. Józefa. Kiedy brat Emilii, francuski konsul w Algierze, dowiedział się o całej sprawie zaprosił jej wspólnotę do prowadzenia miejscowego szpitala, gdzie na skutek wojny zabrakło rąk do pracy. I tak z Francji Emilia trafiła do Afryki, a jej praca okazała się tak owocna, że muzułmanie nazwali ją i jej siostry "białymi marabutkami". Rzecz o tyle wyjątkowa, że tytuł ten do tej pory rezerwowali dla ascetów muzułmańskich. Czy odtąd wszyscy żyli długo i szczęśliwie? Niestety nie. Było zatem wyrzucenie wspólnoty z Algieru przez lokalnego biskupa, było tułanie się po Francji w poszukiwaniu miejsca na dom macierzysty i w końcu śmierć naszej patronki w Marsylii 24 sierpnia 1856 roku. Jednak skoro Emilię de Vialar wspominamy dzisiaj jako świętą, to znaczy że ostatecznie w momencie swojej śmierci odnalazła ona tę miłość i akceptację, której całe życie szukała. A propos, wiecie państwo kiedy została kanonizowana? W roku 1951 przez papieża Piusa XII.