Protesty, do których dochodzi na Białorusi od ogłoszenia w niedzielę sondażowych wyników wyborów prezydenckich, są pozbawione przywództwa politycznego, spontaniczne i rozproszone po całym kraju - mówi PAP szef Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), Adam Eberhardt.
Ekspert porównuje obecne wystąpienia z masowymi antyprezydenckimi protestami, które miały miejsce po wyborach w 2010 roku. "Tamte protesty były robione przez tradycyjne opozycyjne partie polityczne. A teraz mamy do czynienia z ruchem spontanicznym, oddolnym" - wskazuje.
Z kolei ostatnim wyborom prezydenckim z 2015 r. nie towarzyszył masowy protest opozycji; w wieczór wyborczy w centrum Mińska zebrało się ok. stu osób, a głosowanie potwierdziło głęboki kryzys środowisk opozycyjnych.
Eberhardt zauważa, że główna rywalka urzędującego od 1994 r. prezydenta Alaksandra Łukaszenki, liderka opozycji Swiatłana Cichanouska, która "zrobiła wielką rzecz dla opozycji w postaci mobilizowania wyborców w czasie kampanii, właściwie w ogóle nie zaistniała w czasie ostatnich dwóch dni protestów, wyraźnie bojąc się o siebie".
"Mąż Cichanouskiej jest w więzieniu, mają dwójkę dzieci. Ona nie jest politykiem, ona nie jest zdolna do tego typu poświęcenia" - tłumaczy.
We wtorek szef MSZ Litwy Linas Linkeviczius poinformował na Twitterze, że Cichanouska "jest bezpieczna na Litwie". Następnie ona sama przekazała na nagraniu opublikowanym na YouTubie, że osobiście podjęła decyzję o wyjeździe z Białorusi. "Nie daj Boże, by ktoś stanął przed takim wyborem, przed jakim stanęłam ja" - dodała.
Szef OSW podkreśla, że obecnie mamy do czynienia z olbrzymim rozproszeniem protestów. "Do tej pory ruch protestów gromadził się praktycznie wyłącznie w Mińsku, być może trochę w Grodnie. Dzisiaj mamy do czynienia z protestami nie tylko w stolicy, nie tylko w miastach obwodowych, wojewódzkich, ale również w niewielkich kilkunastotysięcznych ośrodkach" - wskazuje.
Zdaniem Eberhardta pokazuje to, że "potencjał protestów dotyczy całego kraju". "Pokazuje to głębię niezadowolenia i zmęczenia rządami Łukaszenki na całej Białorusi. Co ciekawe, władza wszelkie środki - milicję, OMON, służby KGB, specnaz - przesunęła do Mińska i większych miast i tak naprawdę bardzo trudno władzom rozpędzać demonstracje na białoruskiej prowincji" - wyjaśnia.
Spytany, czy wie, jak liczne są manifestacje na prowincji, Eberhardt odparł, że chociaż z powodu odcięcia internetu na Białorusi i braku dostępu do niezależnych mediów "również ma ograniczoną wiedzę w tym zakresie", to wie, że doszło do protestów w Żabince, Oszmianie czy Drohiczynie Poleskim. "Czyli w kilkunastotysięcznych miejscowościach, w których na ulice wychodzi nawet po 5 proc. mieszkańców. To pokazuje skalę. A więc w skali tych niewielkich miast to są duże liczby" - mówi.
Ekspert zwraca uwagę na fakt, że "protesty są bez przywództwa politycznego, spontaniczne i bardzo rozproszone". "10 lat temu władze aresztowały opozycyjnych liderów politycznych, nawet ich pobito, spacyfikowano jeden wielki wiec, a teraz nawet jak pacyfikują małe skupiska demonstrantów, to za chwilę pojawiają się nowe" - tłumaczy. Podkreśla, że obecnie mamy do czynienia z "zupełnie nową naturą protestów, co wynika z pojawienia się młodego pokolenia, które zna jedynie Białoruś Łukaszenki rządzącego od 26 lat". "Poziom zmęczenia i potrzeba zmiany jest więc olbrzymia" - dodaje.
Szef OSW zapytany przez PAP, od czego zależy przyszłość reżimu Łukaszenki w sytuacji, gdy z jednej strony mamy silną erozję jego autorytetu, a z drugiej dochodzi do brutalnej pacyfikacji protestów, która pogłębia delegitymizację jego władzy ocenia, że wszystko "zależy od determinacji ruchu protestu". "Jeżeli ta determinacja będzie bardzo duża, to wówczas będziemy musieli przyglądać się po pierwsze - spójności nomenklatury, po drugie - sektora siłowego" - mówi Eberhardt. "Na tym etapie nie widzimy żadnych pęknięć, jeżeli chodzi o zaplecze siłowe Łukaszenki. Ale to może się bardzo szybko zmienić" - zastrzega.
Spytany o oddziaływania Rosji na to, co dzieje się obecnie na Białorusi, Eberhardt mówi, że "w interesie Rosji leży osłabienie Łukaszenki, a nie jego obalenie". Prezydent Rosji Władimir "Putin nie chce upodmiotowienia białoruskiego społeczeństwa. Nie chce tego, aby w efekcie rewolucji doszło do wzrostu poczucia tożsamości narodowej przez Białorusinów. I jeszcze jeden bardzo ważny element - władze rosyjskie nie chcą złego przykładu dla Rosjan w Rosji. Reżim Putina również się wypala, pojawiają się rosnące aspiracje młodych Rosjan. Łukaszenka jest więc niewygodnym partnerem, ale jest partnerem, który stopniowo ustępuje pola".