Jej historia może być prosta, albo bardzo zagmatwana. Ale bez względu, którą z wersji wybierzemy, wspólnym dla obu jest dzień wspomnienia tej patronki – 11 sierpnia – i miejsce jej zamieszkania, na którym od mniej więcej IV wieku stoi kościół.
Gdyby jednak zdjąć jego posadzkę, to naszym oczom ukażą się ruiny pewnego rzymskiego domu. Wystarczy zrobić tylko krok w dół, by dosłownie zapaść się w zawiłości pierwszej opowieści o dzisiejszej świętej. A według niej dom należał do krewnych generała Gaiusa Aureliusa, który w 284 roku został wybrany cesarzem Dioklecjanem. Mieszkało w nim dwóch braci, Kajusz i Gabiniusz, którzy wszystkim, co tylko możliwe, różnili się od swojego sprawującego władzę w Rzymskim Imperium kuzyna. Raz, że byli chrześcijanami; dwa, kapłanami; a trzy jeden z nich – Kajusz – od 283 roku sprawował godność biskupa Rzymu. Jakby tego było mało, to dom Kajusza i Gabiniusza, służył jeszcze jako „domus ecclesiæ”, czyli kościół domowy, w którym na sprawowanie Eucharystii zbierała się część chrześcijańskiej gminy Rzymu. Biorąc pod uwagę, że mówimy o czasach w przededniu rozpętania najkrwawszego prześladowania pierwszych chrześcijan to istotnie sytuacja domowa dzisiejszej patronki była więcej niż skomplikowana. A właśnie, a gdzież podziała się i ona sama? Jako córka Gabiniusza służyła wiernie Kościołowi i papieżowi. Niestety, jak się wkrótce okazało była także jedyną wolną krewną w rodzinie cesarza Dioklecjana, gdy więc ten podjął energiczne starania o zapewnienie ciągłości sukcesji, przypomniał sobie o swoich chrześcijańskich kuzynach i córce jednego z nich. Bynajmniej wujek Dioklecjan nie zamierzał sam brać się do ożenku, ale miał dla naszej dzisiejszej świętej doskonałego kandydata, który w niedalekiej przyszłości z namaszczenia imperatora, sam miał stać się władcą. Czy to nie jest świetlana przyszłość? Chrześcijanka i do tego imperatorowa, ile rzeczy można by w ten sposób zrobić, ile załatwić. Oczywiście wcześniej trzeba by się dla kamuflażu wyrzec wiary w Chrystusa i działać niejako w konspiracji, ale czego nie robi się dla sprawy. Kłopot w tym, że nasza dzisiejsza patronka na taki układ pójść nie chciała, za co całkiem dosłownie zapłaciła swoją głową w roku 295. Zemsta cesarza dopadła także wszystkich jej bliższych i dalszych krewnych wraz z rodzinami. Jedynym wyjątkiem był tutaj papież Kajusz, który na czas zdążył ukryć się w katakumbach. Tyle historia rodzinnej tragedii dzisiejszej świętej, która datowana jest na wiek mniej więcej VI. A co na to współczesne Rzymskie Martyrologium? Ono utrzymało wspomnienie o tej niezwykłej młodej kobiecie, jednak znacznie skróciło zawiłości jej życia i koligacji. Po prostu wspominamy dzisiaj kogoś, kto w swoje życie konsekwentnie i do samego końca wprowadził słowa z pierwszego Psalmu: „Szczęśliwy człowiek, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą.
Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie.” Kto jest w przypadku naszej dzisiejszej historii owym szczęśliwym człowiekiem? Św. Zuzanna.