Macie dużo obowiązków na głowie? Czujecie się przepracowani? Boicie się czy podjęte przez was decyzje przyniosą dobre owoce? W takim razie proponuję państwu dzisiejszego świętego i jego życiowy manifest.
Macie dużo obowiązków na głowie? Czujecie się przepracowani? Boicie się czy podjęte przez was decyzje przyniosą dobre owoce? W takim razie proponuję państwu dzisiejszego świętego i jego życiowy manifest. A człowiek o którym chcę opowiedzieć, pod koniec XVI i na początku XVII wieku był dosłownie zabiegany do granic możliwości. Żeby jednak w tym zabieganiu nie oszaleć, ale i nie stracić orientacji centralnym punktem każdego dnia uczynił Mszę św., którą potrafił odprawiać często nawet dwie godziny. Zwykł był wtedy mawiać: "Msza święta jest moim niebem na ziemi". A co robił poza nią? Zacznijmy od tego, że właściwie od urodzenia był zakonnikiem, bo już jako 8-letni półsierota trafił do franciszkanów w Brindisi. Jeżeli wtedy nim nie został, to tylko dlatego, że po śmierci mamy jako 15-latek udał się do Wenecji, do swojego jedynego krewnego. I to tam, a nie w rodzinnym Brindisi wstąpił do zakonu kapucynów. Nie miał jednak czasu na żaden święty spokój, bo w tamtym czasie w Kościele do głosu dochodziła kontrreformacja, czyli – jak to się mówi – wszystkie ręce na pokład Piotrowej łodzi. Zatem nasz dzisiejszy patron miał tylko rok nowicjatu i już został wysłany na filozoficzne do Padwy i teologiczne do Wenecji. Tam w roku 1582 został wyświęcony na kapłana, mianowany profesorem teologii dla kleryków i rozpoczął wytężone studia nad Pismem świętym w językach oryginalnych, których się w międzyczasie nauczył – to jest hebrajskim, aramejskim, chaldejskim i greckim.
Nie minęły mu 4 lata od święceń, a był gwardianem oraz mistrzem nowicjatu, po kolejnych trzech prowincjałem kapucynów w Toskanii, jeszcze przed 44 rokiem życia przełożonym generalnym całego zakonu, który założył klasztory kapucynów w Pradze, w Wiedniu i w Grazu. A to tylko praca, którą wykonywał na rzecz współbraci, bo przecież były jeszcze zadania, którymi obarczali go kolejni papieże. Ponieważ świetnie znał pisma rabiniczne, był oddelegowany do prowadzenia dialogu z Żydami. Kiedy wybuchła wojna z Turkami na Węgrzech, z krzyżem w ręku szedł na czele wojska prowadząc je do zwycięskiej bitwy pod Białogrodem. Jako doskonały znawca Biblii w Czechach głosił kazania i prowadził dysputy z protestantami oraz husytami. W kościele kapucyńskim w Pradze gromadziła się ówcześnie cała elita stolicy, by słuchać tego wytrawnego teologa i doskonałego mówcy. A to nie był wcale koniec, bo na prośbę króla Hiszpanii, Filipa III, nasz patron zorganizował koalicję państw chrześcijańskich - Ligę Świętą - skierowaną przeciwko Unii Protestanckiej. Potrafił zatem przemawiać i do koronowanych głów, i do zwykłych wiernych. Choć się z nim nie zgadzali, to z uwagą słuchali go zarówno innowiercy, jak i polityczni wrogowie. Czy jednak zatrzymało to wojnę trzydziestoletnią, która ostatecznie położyła kres kontrreformacji, czyli wszelkim rozmowom o uzdrowieniu podzielonego Kościoła? Nie. Bo od słuchania mądrych słów do wypracowywania trudnego kompromisu droga jest daleka. Ale po latach słowa te zostały docenione, dlatego wspominamy dzisiaj doktora Kościoła. Kogo? Zmarłego w 1619 roku św. Wawrzyńca z Brindisi.