No więc tak, według średniowiecznego „Passio” czyli opisu męki, z dzisiejszą patronka było tak:
No więc tak, według średniowiecznego „Passio” czyli opisu męki, z dzisiejszą patronka było tak: urodziła się jako jedyne dziecko uproszone modlitwami przez pobożnych i bogatych rodziców rodem z Grecji. Dziewczynka była piękna i rosła na chwałę Bogu oraz ludziom, ale gdy osiągnęła wiek nastoletni wpadła w oko pewnemu pogańskiemu sędziemu. Nie żeby on sam chciał się żenić, ale już jego syn jak najbardziej. Ponieważ odmówiła przyjęcia zaręczyn została zadenuncjowana jako chrześcijanka i ona sama i jej rodzice, bo rzecz się działa oczywiście za cesarza Dioklecjana. A skoro już o tym cesarzu mowa, to on sam wydał rozkaz, by torturować jej rodziców aż nie wyprą się wiary. Ponieważ się jej nie zaparli skazał ich na wygnanie, a córkę odesłał na przesłuchanie do namiestnika Maksymiana, aby ten poddał ją próbom. Dziewczyna była torturowana w każdy możliwy sposób, jednak jej wiara była niezłomna. Co więcej pewnej nocy, kiedy leżała w więzieniu, sam Bóg przemówił do niej pod postacią anioła: "Nie bój się tortur.” - powiedział - „Moja łaska jest z tobą". Dzięki temu przetrwała wiele strasznych prób. Ostatecznie bezradny Maksymian odesłał ją do Hilariona, do Chalcedonu. Tam powieszono ją za włosy, przypalano jej ciało i wtrącono do celi, w której jednak zamiast się załamać, nawróciła wszystkich więźniów. Kolejnym jej oprawcą był więc Apoloniusz, następca Hilariona. Z jego rozkazu trafiła na stos, lecz ognie zgasły, została rzucona dzikim zwierzętom na pożarcie, lecz te nie uczyniły jej krzywdy. Gdy w końcu na jej szyję miał spaść miecz katowski, by zakończyć ten makabryczny serial, to po wypowiedzeniu słów modlitwy zmarła. Był rok 289, rzecz dokonała się w Chalcedonie, a męczennica liczyła sobie wtedy 21 lat. Jak się nazywała? Wonder woman? Nie, Dominika, ale skojarzenie z komiksową superbohaterką jest tutaj bardzo a propos. Bo ta historia, biorąc pod uwagę, że spisano ją jakieś 1000 lat po śmierci owej młodej kobiety, więcej ma wspólnego z mitem, niż rzeczywistością. A mit, z języka greckiego mythos, to wyjątkowe opowiadanie, które powtarzane od pokoleń łączy w sobie elementy prawdy historycznej, jak i fantastyki. Po co to czyni? By oszukać słuchacza? Nie. Raczej by go umocnić. Wyjaśnić to, co nieznane, poprzez to co znane. By nadać sens temu, co wymyka się rozumowi. I gdy tak spojrzymy na owa historię św. Dominiki męczennicy, to lepiej zrozumiemy... ale nie ją samą, tylko średniowiecznych odbiorców tego opowiadania. Co było dla nich najważniejsze? Nie stracić jedynej rzeczy, która do nich naprawdę należała – wiary. Wiary w to, że gdzieś tam, w niebieskim królestwie jest lepiej. Bo tutaj, na ziemi wszystko było w ręku skorumpowanych, zawistnych, głupich lub sadystycznych władców, którzy publicznymi torturami manifestowali poddanym swoją możność czynienia wszystkiego, co im się podoba. Gdybyśmy jednak zechcieli przebić się przez tę warstwę średniowiecznych opowieści ku pokrzepieniu serc i naprawdę dowiedzieć się czegoś o św. Dominice, męczennicy, to odkrylibyśmy tylko jedną, ale istotną rzecz – nie nazywała się Dominika, tylko z grecka Cyriaka albo Kiriaka. I zgodnie ze znaczeniem swojego imienia "należała do Pana" – tak w tym, co wycierpiała za życia, jak i w tym, co stało się jej udziałem po śmierci.